poniedziałek, 2 kwietnia 2012

music is my boyfriend, dziffko

Każdy szanujący się pseudohipster z korzeniami robotniczymi, któremu od czasu do czasu zdarzy się czytać pitchforka, albo pojechać na Opener czy jakiś inny mniej lub bardziej offowy festiwal, zakłada albo posiada bloga muzycznego, gdzie recenzuje muzykę, poleca innym płyty warte poznania, rozpływa się nad samplami, inspiracjami, albo krytykuje album, wypadający słabo w stosunku do poprzedniego, ale już lepiej jeśli porównuje się go do następnego, ewentualnie opisuje swoje transcedentalne uczucia po koncercie, na który czekał całe swoje życie i wydał ponad 100zł. Ale może sobie pozwolić, bo wiadomo, że taki hipster się zna, jak nikt inny, bo słucha przede wszystkim elektroniki i znał Buriala zanim  jeszcze był mainstreamowy - to istotne, zaiste. Sama ostatnimi czasy zastanawiam się nad założeniem bloga, gdzie polecałabym muzykę, w niepodważalnym przekonaniu, że się znam, ale wzbraniam się póki co, jak mogę, bo to próżne i laickie, ale i tak w ostatecznym rozeznaniu lepsze niż wrzucanie muzyki z youtube na tablicę fejsa, czego nienawidzę, bo nie dość, że zwykle pojawiają się tego typu wpisy z pierońskim opóźnieniem, to jeszcze potwierdzają zasadę, że czasem brak komentarza jest lepszy niż jakikolwiek komentarz  [ileż można oglądać ten sam klip Lany del Rey czy Adele opatrzony uśmiechniętą emotką, emotką mrugającą albo trzema tajemniczymi kropkami?!]
POCOTOKOMU NACOTOKOMU KURWEŁKE.

5 komentarzy:

  1. Każdy szanujący się hipster dochodzi do wniosku, że indie rock to nic innego jak rock wykonywany przez INDIAN.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może rzeczywiście coś w tym jest, ale co na to Neon Indian?

    OdpowiedzUsuń
  3. Neon Indian zdawać by się mogło, że to Neonowy Indianin.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do songów z yt, "Dodałam na fb, ach tyle ludzi lubi!", fakt w większości przypadków brak komentarza - lub - usunięcie go w czas jest najlepszym wyjściem z sytuacji.
    Taka muzyka to nie ten poziom, maleńka.

    OdpowiedzUsuń