sobota, 9 listopada 2013

sobota mizerią i chujozą płynąca

Wreszcie PiS (Piąteczek i Sobota) aka pią-so-n, czyli czas, który bez wyrzutów sumienia można dla odmiany spędzić na przykład  na osiaganiu nirwany i dążeniu do równowagi wewnętrznej, chilloucie wyższych lotów albo udawaniu posiadania udanego życia towarzyskiego. Oczywiście hejterzy nadal będą hejtować, szafiarki siedzieć w szafie, apostołowie szerzyć nowinę, a studenty kręcić grube melanże w piwnicach, ale ta sobota ewidentnie żąda od ludzi rozrywek w stylu czołówki polskiej strefy celebryckiej (blichtr, fotki na instagramie pod wawelem, tagi: jesień, crackoff, hello november, inspired by pinterest) i metafor co najmniej jak z książek Herty Muller czy Elfriede Jelinek razem wziętych.

Niestety pogoda bezlitośnie niweczy wszelkie górnolotne plany spędzania czasu - co bardziej spostrzegawczy i uważni obserwatorzy dostrzegą intuicyjnie, że leje okropny deszcz, jest szaro, buro i ewidentnie brak fajnego słońca, które umożliwiłoby przykładowo uwiecznienie nowej stylóweczki z kubkiem frapuccino na tle Sukiennic, pełniejszy lans na holenderce z unikalną kokardą przy wiklinowym koszyku, rekreacyjno-pokazową jazdę na rolkach z iPodem czy biegi w dresie z Nike za 400zł. Może i wytrwalsi zdecydują się ironicznie eksplorować przestrzeń miejską i wzbogacać krajobraz swoimi kolorowymi obliczami o kosmopolitycznym looku, ale ja pasuję.
Na szczęście podczas deszczu też można manifestować i przemycać swoją niekonformistyczną osobowość do social mediów za pomocą smutnych piosenek nikomu bliżej nieznanej Lany Del Rey, Daugther albo Gotye, umieścić zdjęcia ze stajlowej rezydencji w kocu i z herbatą wraz z hashtagami #apatia, #najlepiej, #spoko, #chill, #fajnośćdoporzygu. Dla ludzi władających językiem polskim w piście polecam również stworzenie recenzji książki lub skomentowanie jakiegoś wydarzenia kulturalnego - zdaje się bowiem, że bycie "molem książkowym" zaczyna być the new sexy. To naprawdę wspaniałe, że idzie nowy trend w blogowaniu - pseudolyteraura i niedługo będzie można nabijać się też z tego!!!

Tymczasem idę instalować dalej pesymizm i sprawdzać logarytmiczny wzrost sprawdzalności praw Murphy'ego, zostawiając jednocześnie odkrywczą refleksję o owocnym w beznadziei dniu i stwierdzenie, że z zagadnienia niewnawiści mogłabym chyba robić doktorat.

1 komentarz:

  1. Byłam w niedzielę na Wawelu. Na Polaka-cebulaka wbiłam sobie do kościoła za friko razem z tłumem bydła i zagranicznego motłochu. Tyle pożytku.

    OdpowiedzUsuń