kwintesencja |
Zamiast nowego statusu znajomości z Jimmym Edgarem i materiału na nieziemską relację, mam więc jedynie trzeźwość, apokalipsę, przejedzenie i picie kawy rumowej brata na trzeźwo - wszystko podszyte złowrogim, pretensjonalnym smutkiem, anatemą i ataksją, mimo całkiem sensownej pogody. Swoje plany zostania królową nowego dziennikarstwa muszę odłożyć na później i znaleźć sobie chwilowe nowe hobby, które pozwoli mi się jednocześnie skupić, odciągnąć złe myśli i manifestować jednocześnie swój intelekt z najwyższej półki. W sumie powyższy opis pasuje do spożywania alkoholu i zostania blogerką modową / lajfstajlową, ale oprócz odurzania się i pracowania na obcasach podczas pokazów, całkiem przyjemnie jest na przykład zapalić papieroska i kiepować go do kubka w imię celebrowania momentów. I chwalić się na prawo i lewo czytaniem "Drugiego dziennika" Jerzego Pilcha, który jest kwintesencją takiego Pilcha, jakiego lubię najbardziej i jedynym jasnym promyczkiem słońca nad dzisiejszym mrocznym dniem. Chociaż nie - drugim jasnym promyczkiem jest premiera drugiego sezonu "House of Cards". Hmm. Chyba wobec tego jednak nie zostaję pełnoetatowym depresantem. Pozdro.
Bo walentynka nie wzięła Nifuroksazyd'u.
OdpowiedzUsuńMój kolejny blog będzie się chyba nazywał "nifuroksazyd".
Usuń