sobota, 15 lutego 2014

jest chujowo

kwintesencja
To miała być kolejna typowa sobota na kreatywnym kacu - idealnie wyważone proporcje zmęczenia, serotoniny, adrenaliny, zadowolenia, endorfin, apetytu i twórczej weny plus reminescencje piąteczku w Prozaku, kiedy gra jedna z Twoich ulubionych gwiazdek sceny IDM. Potencjalnie gra, bo w ostatniej chwili odwołuje swój występ, a Ty musisz obejść się smakiem, smutkiem i szokiem.
Zamiast nowego statusu znajomości z Jimmym Edgarem i materiału na nieziemską relację, mam więc jedynie trzeźwość, apokalipsę, przejedzenie i picie kawy rumowej brata na trzeźwo - wszystko podszyte złowrogim, pretensjonalnym smutkiem, anatemą i ataksją, mimo całkiem sensownej pogody. Swoje plany zostania królową nowego dziennikarstwa muszę odłożyć na później i znaleźć sobie chwilowe nowe hobby, które pozwoli mi się jednocześnie skupić, odciągnąć złe myśli i manifestować jednocześnie swój intelekt z najwyższej półki. W sumie powyższy opis pasuje do spożywania alkoholu i zostania blogerką modową / lajfstajlową, ale oprócz odurzania się i pracowania na obcasach podczas pokazów, całkiem przyjemnie jest na przykład zapalić papieroska i kiepować go do kubka w imię celebrowania momentów. I chwalić się na prawo i lewo czytaniem "Drugiego dziennika" Jerzego Pilcha, który jest kwintesencją takiego Pilcha, jakiego lubię najbardziej i jedynym jasnym promyczkiem słońca nad dzisiejszym mrocznym dniem. Chociaż nie - drugim jasnym promyczkiem jest premiera drugiego sezonu "House of Cards". Hmm. Chyba wobec tego jednak nie zostaję pełnoetatowym depresantem. Pozdro.

2 komentarze: