środa, 28 listopada 2012

jestę autorę

W życiu każdego pisarza ambitnych notatek na blogasa przychodzi moment weny twórczej, gdy złote myśli / nowe pomysły napadają go jak dresy z kijami bejsbolowymi, jest ich całe mnóstwo, jedne bardziej elektryzujące i osom od drugich, ale co z tego, skoro w rezultacie, aby coś zapisać, musiałabym zostawić w pizdu wszystkie okoliczności ich powstania (arcyzabawne spotkania z arcyciekawymi ludźmi, obiad, przejazd śmierdzącym tramwajem, saunę, drineczki), ale tego nie robię, no sorry, a potem mało co złotego pamiętam i same popłuczyny wokół.

Życie moje powszednie jest tak nieprzewidywalne, tak szalone, tak rozdęte wydarzeniami, że nie ma w nim miejsca na bezczynną głębię literatury i refleksję. Coraz częściej myślę sobie zwolnij Agato, przestań tak intensywnie korzystać ze wszystkich cudownych perspektyw życia, daj sobie spokój, porzuć festiwale, koncerty, akredytacje, narkotyki, alkohol, uciekają Ci wszystkie kreatywne myśli, nie tworzysz żadnej epigońskiej słownej papki, nie rozpaczasz nad utraconymi miłościami, nieprzesłuchanymi płytami, nieoglądniętymi filmami i niewykorzystanymi szansami, nie babrasz się sama w sobie, więc jak zamierzasz skutecznie uprawiać grafomanię, jak pisać?

Wracam więc na dniach do trybu zblazowany malkontent, odrzucam maskę zadowolenia, by móc na nowo ponarzekać na jebane żyćko, tworząc nić porozumienia i jedności z ludźmi. Stay tuned, oj, nie będzie się działo, nie będzie.

2 komentarze:

  1. Znam takie dresy, ale moje były bez kiji. Palanty i wielcy kibole, nie znali człowiek z boisk trampkarskich i juniorskich, to nie wiedzieli, że człowiek biegał za lub bez piłki i teraz zasuwa niczym perszing. Odpadli w przedbiegach, ale co się człowiek najadł stresu, to jego ^^

    OdpowiedzUsuń