czwartek, 25 grudnia 2014

ekskluzywna relacja ze składania życzeń świątecznych

Nikomu nie trzeba specjalnie tłumaczyć, że składanie życzeń podczas kolacji wigilijnej to chyba najbardziej niepożądany moment rodzinnych i tradycyjnych świąt Bożego Narodzenia. Zazwyczaj klepie się w pośpiechu te same sprawdzone formuły, znane lepiej niż kilka pierwszych wersów "Pana Tadeusza" czy refren "Jak anioła głos", ale do standardowych zdrowiaszczęściapociechyzdzieciisukcesówwżyciuzawodowym każdy i tak dodaje kilka groszy od siebie, by sprawić, że owe życzenia stały się jedyną w swoim rodzaju inspiracją i panaceum na prowadzony dotąd lajfstajl.

Póki studiowałam rodzina życzyła mi ich skończenia i innych związanych z tym duperel, dlatego teraz po obronieniu swojej postępowej magisterki i znalezieniu pracy, byłam szalenie ciekawa, w jaki sposób zostanie mi zakomunikowane, że teraz czas na  męża / ślub, bo wiadomo, że tylko wokół tej kwestii może obracać się teraz opłatek, a "ja nie mogę się przełamać", ciągle (za Jackiem Podsiadło).

I w sumie szło im dość nieporadnie - było: "dawno nie byłam na żadnym weselu i bym się pobawiła", "szczęścia w życiu osobistym - no, wiesz, hehe", "znalezienia w końcu tego odpowiedniego partnera", ale w sumie nie pojawiło się nic żenującego i godnego pohejtowania.

Na szczęście uratowali sytuację moi mali kuzyni i kuzynki (lat 4, 6), życząc mi w zamian na przykład: "dużo mądrych książek", "pozostania nastolatką", "niechorowania na nowyotwór" (pisownia oryginalna) i "dużych cycków" (tak było).

Dobrze, że po życzeniach przychodzi czas na jedzenie i alkohol, bo o takich świętach właśnie marzę.


wtorek, 23 grudnia 2014

christmas is coming

OK, skoro dwudziestometrowa choinka na ulicy Franciszkańskiej runęła symbolicznie w imię upadku zasad moralnych ludzkości, kurii i religii, to znaczy, że czas najwyższy opuścić zawsze kulturalne miasto Kraków i udać się w rodzinne strony na coroczną celebrację świąt Bożego Narodzenia. Jak co roku wpadam do domu "na gotowe" i pozostaje mi tylko zbieranie opierdolu za brak zaangażowania w przygotowania najważniejszego w tym czasie żarcia oraz bumelanctwo. Czasami próbując zabić czas między oglądaniem telewizji śniadaniowej, która wciąga i hipnotyzuje co najmniej jak wizyta w Biedronce, wszczynam kłótnie o byle gówno z domownikami i w ramach dobrego uczynku robię ostateczne zakupy w Tesco, gdzie mimo typowego Armageddonu utrzymuję niezmienny stoicki spokój (tzw. chill) z minimal techno na słuchawkach.

Okres świąt łączy się u mnie z sentymentalnymi nastrojami dekadencji, kiedy to górę bierze typowa skrzętnie skrywana natura depresanta, uwidaczniana podczas dłuższego i niszczącego psychikę pobytu ze swoją dalszą rodziną. Oprócz liczenia kalorii więc i radosnego czasu oczekiwania na rozpoczęcie kolejnej butelki wina, zastanawiam się nad wszystkimi złymi rzeczami z mijającego roku i oczywiście utraconymi szansami, ale tak naprawdę nadal jestem radosną i pełną optymizmu młodą osobą na początku swojej kariery zawodowej, a moim orężem niezmiennie pozostają sucharki i szkalujące uwagi.

W naszej rodzinie nie uskutecznia się tradycji wręczania prezentów świątecznych, ale jestem pewna, że gdybym coś miała dostać, byłyby to chujowe skarpetki. W ramach nudy wrzucę jutro relację ze składania życzeń podczas Wigilii, stay tuned.

niedziela, 7 grudnia 2014

17 dni do świąt

Z depresyjnej i obmierzłej jesieni wyłania się zima - pretensjonalna i powtarzalna z tym swoim żałosnym odliczaniem do Bożego Narodzenia i tworzeniem świątecznej atmosfery bez śniegu, wszystko na modłę amerykańską. W tym kraju po prostu pizga, a niektórzy nie umieją tego po prostu zaakceptować. A swoją drogą ponad miesiąc temu koncern Pepsi ostatecznie wykończył Johna Moore'a, czyli świętego Mikołaja z reklam Coca-Coli, więc mam logiczne wytłumaczenie na brak prezentów na 6 grudnia w tym roku oraz pełne przyzwolenie na bycie hejterskim malkontentem, bo nikogo już to nie obchodzi. Sorry, Winnetou.

Pomijając romantyczne opisy zmieniających się pór roku, nadal niezmiennie kontynuuję swoje życie utajone jako idealny przykład ludzkiego przetrwalnika, czekającego na nadejście lepszych czasów. Wiadomo, każda zima najgorsza, ale widzę jakieś jasne punkty w postaci kalendarza adwentowego LuckyMe, miarę pozytywnych prognoz w horoskopie Metra oraz codziennie nowych powodów do generowania zajmujących mi czas nienawistności i nienawistek.