Moja głowa jest ostatnio szczelnie wypełniona arcyzłożonymi procesami myślowymi, które często sobie przeczą i ze sobą kolidują, co nie przeszkadza im jednocześnie mnie na przykład mocno przytłaczać. Porównuję pogodę z zeszłego roku z tą aktualną i wychodzi, że jest zimniej, więc płaczę z automatu nad końcem lata. Potem wracam do rozważań nad uporczywością czasu w związku z tym, że czytam "Ostatnie rozdanie" Myśliwskiego, pełniącego funkcję książki pogłębiającej w zdecydowany sposób permanentności personalnego stanu depresywnego.
Smutne historie spisane na kacu i tanim papierze. |
Próbuję przybrać pozę zdystansowaną i wyluzowaną, ale nihilizm zazwyczaj wygrywa z moją pogodną naturą o słabej kondycji. Wszystko wokół przypomina o powtarzalności dnia codziennego - setlista Trójki, której słucham w pracy, codziennie ci sami piękni hipsterzy, z którymi jeżdżę MPK, tak cudownie wystylizowani po siódmej rano, nagłówki w tabloidach, timetable festiwali, na które co roku się wybieram, ludzie, których poznaję. Wszystko się powtarza, od początku wszystko się powtarza.
Nie wiem, do czego ostatnio dążę i być może brakiem konkluzji tej notatki jest to, że powinnam zmienić prochy? /Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania lub skonsultuj się z narkobaronem lub swoim dealerem./