piątek, 29 października 2010
Ja wierzę w miraże, dlatego zapominam pójść do biblioteki i odwlekam naukę do minus nieskończoności mimo wcześniejszego wstania w tymże celu. Lekce-sobie-ważę najzwyczajniej powagę sytuacji piątkowo, powtarzając jednocześnie, że dążenie do sukcesu w bólach to nie asceza, asceza to nie próżność, a globalna karma to tak naprawdę jedynie sprawiedliwość bez satysfakcji - ktoś czasem musi być przegranym frajerem, żeby gdzieś tam git mógł być ktoś. Keep calm.
środa, 27 października 2010
Git majonez! Drinki z parasolkami! Maniana! Bonanza! Ananasy! Bauns! Copacabana i tropicana! To wszystko, a nawet więcej to tylko mój dobry nastrój, mój dobry wieczór, wcale nie rano, na twarzy nic szczególnego, a w głowie znowu Las Vegas Parano. Wszystko w porządku, genialnie w porządku, cudownie w porządku, nienormalnie w porządku. Przekurwiście. Wychujaście. Kurwasuper.
sobota, 23 października 2010
Dziwny dzień, dziwny poranek, dziwna pobudka i dziwny kac. Yesterday was OK, today is dramatic, bo znowu wszystko na odwyrtkę, na nowo uciekamy przed jesienio, dalej piździelnik jednostajny przyspieszony, śniadanie standardowo bez Tiffany'ego i dodatkowo ctrl + R stosowane, refresh refresh refresh sobotnie.
piątek, 22 października 2010
Każdy ma swoją własną melanchujnię, a że jest październik, warto sobie dojebać porządnie.
Tak bardzo chciałabym mówić wzniosłodramatycznie, smutno, żeby wszyscy wokół empatycznie pogrążali się automatycznie w podobnych do moich jesiennych bólach,wątpliwościach i miotaniu się, patosie i tragizmie racji nie do pogodzenia, odrzuceniu przyziemnych problemów, ale generalnie wygląda to tak, że zwykle siedzę zjebana, wściekła, ze słuchawek lecą piosenki o lekkim zabarwieniu wysublimowania, które rozpierdalają od środka z siłą Salto del Angel, zagłębiam się coraz bardziej w swoistym pierdolniku operacji myślowych i zapadam w letarg. I nie mówię nic właściwie.
Tak bardzo chciałabym mówić wzniosłodramatycznie, smutno, żeby wszyscy wokół empatycznie pogrążali się automatycznie w podobnych do moich jesiennych bólach,wątpliwościach i miotaniu się, patosie i tragizmie racji nie do pogodzenia, odrzuceniu przyziemnych problemów, ale generalnie wygląda to tak, że zwykle siedzę zjebana, wściekła, ze słuchawek lecą piosenki o lekkim zabarwieniu wysublimowania, które rozpierdalają od środka z siłą Salto del Angel, zagłębiam się coraz bardziej w swoistym pierdolniku operacji myślowych i zapadam w letarg. I nie mówię nic właściwie.
wtorek, 19 października 2010
piątek, 15 października 2010
niedziela, 10 października 2010
sobota, 9 października 2010
piątek, 8 października 2010
rolling in the dip
Czuję się co najmniej tak jak homogenat komórki po odwirowywaniu w ultracentryfudze, czy coś. A weekend się jeszcze dobrze nie zaczął nawet.
czwartek, 7 października 2010
sobota, 2 października 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)