czwartek, 23 grudnia 2010

Się na balkonie pierdolnęło choinkowe lampki. I świecą! Jeszcze tylko jakiś makowiec, bo lubię placki, choć to wszystko paranoja, nie święta.

wtorek, 14 grudnia 2010

i hate christmas.mp3

Polak zdolny jest do wszystkiego i do wszystkiego przywyknie. Napisałam to tylko dlatego, bo naprawdę idzie zima. Żeby nie było.

sobota, 11 grudnia 2010

Wmiastowstąpienie zamiast wtopienia w snujący się bez celu zachwycony świąteczny zombietłum, oczekujący spotkania z personalnym Jezusem - niemowlakiem wraz z targanymi ze sobą torbami z upominkami. Boże Narodzenie rzeczywiście się zbliża wielkimi krokami. Stepami. A nawet dubstepami. Odliczamy.

wtorek, 7 grudnia 2010

stajl error

- Stary, ale ekstra szlafrok!
- To nie jest szlafrok, to jest KIMONO!
Fama mówi, że Mikołaj przyszedł w tym roku tylko do tych, którzy nie zdali egzaminu w sobotę, co by się zgadzało w moim przypadku, bo nie dość, że dostałam tak alternatywne kolczyki z Małą Mi, że podchodzą pod neoalternatywę chyba, to jeszcze ktoś w końcu wymienił mi cukier w Restaurant City na Facebooku, bezinteresownie! Zdecydowanie udany 6 grudnia, zaiste.

niedziela, 5 grudnia 2010

Grudzień jest tak czarnym pod wieloma względami miesiącem, że są duże szanse, że zostanę murzynem z tej okazji, by lepiej się weń wpasować, zasymilować, utożsamić, bo choć cudów nie wymagam, marne szanse widzę na poprawę, o odcień szarości choć.

Śmiać się, czy płakać więc?
Upić się - to można zawsze.

sobota, 4 grudnia 2010

Znowu zima, wali śniegiem rewolucyjnie i z kopyta rwie, koniecznie chyba musi nasypać całą górę tego śmiecia, by radośnie mogli rozdeptywać go grudniowymi dniami psy, staruszki, chłopcy z politechniki, stylowe dziewczyny w wielkich okularach i całe to wielkie półgłowiaste towarzystwo, do wiosny samiuśkiej, z krótkimi przerwami na odwilż.

Zimą ludzie się zmieniają, robią się bardziej tępi, jacyś niemożliwie mało komunikatywni, jak flaki rozmemłani, powolnie się poruszający, powolnie myślący i pierdolący farmazony naprawdę na 100%. I co im zrobisz, jak to wszystko zima, zima wszystko i śnieg. Zdecydowanie czekam więc na deszcz, co rozgoni ciemne skłębione persony.

środa, 1 grudnia 2010

Zarówno moje życie towarzyskie, jak i naukowe nie wygląda tak idealnie, tak jakbym je chciała widzieć. Gdzie ja mam się kurwa realizować, skoro tu i tu nie? W związku z ogromem nauki, gram głupia w Literaki i czytam Pamuka, w obliczu wizji gorączki sobotniej nocy budzę się już dziś w stanie przypominającym kaca, zasmarkana i zachrypnięta, z przyzwyczajenia jakby.

Wczoraj chujnia, dziś chujnia, chujnia również jutro. To chyba zacznę nazywać w swoim przypadku małą stabilizacją.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Śnieg spadł, Leslie Nielsen nie żyje, ludzie srają tęczą niezmiennie od pory roku, no, zdecydowanie czas już na myślenie o Sylwestrze.

środa, 24 listopada 2010

Dziwna sprawka. Pierwszy śnieg tej zimy napierdala za oknem, a na tablicy fejsbunia brak żadnych komentarzy w tym temacie, żadnych! Wszyscy manifestują za to zjadliwą ironię, pisząc o Top Model, że niby tacy alternatywni, fotoszopuję, udaję i pogardzam. Co się dzieje?

poniedziałek, 22 listopada 2010

Snuję się po mieszkaniu i myślę, że przydałoby się napić co, bo szaro, syf i nuda. O alkoholu też myślę z nudy, bo z nudów całe zło świata się bierze, psychole mordują z nudów, na imprezie, gdy nic się nie dzieje, myśli się o wybiciu wszystkich tych upojonych, pierdolących od rzeczy mord, z nudów. Coś dobrego z rana się należy, sru.

Tequila. Lubię tequilę i choć zabawa z lizaniem soli i ssaniem cytryny trochę wkurwia, jest niebanalna i to właśnie ona dziś pobudzi mój smutny mózg i jednocześnie usunie nowotygodniowy niepokój - no co, jakoś z balonem czasu trzeba sobie radzić.

Zaczynam wierzyć, że poniedziałki mogą jednak być choć trochę dobre.

niedziela, 21 listopada 2010

Początek nocy - 4pm, full - time krejzi weekend z best love songami na 4FunTV, skrypt na kolanach. Madonna śpiewa, że ma coś tam anderskin, a ja - polaczek biedaczek komentuję prostacko, że anderskin to ona ma, ale pewnie heroinę. Sama się oczywiście z tego śmieję. Potem jakieś new wave, ale zestaw chwytów bardzo podobny: smutne twarze, rzępolenie na gitarze, deszcz, kraaaing, ukochana ucieka z innym samochodem, a ten frajer dalej tęskni i tak dalej. Przychodzi mi na myśl, że nim się człowiek obejrzy, to dopadnie go "Last christmas", nim jeszcze owa tandetna jesień się zdąży skończyć. Taraat tarrraraaarat taarrrara, nucę smutno z browarkiem w ręce.
Bo święta idą.
Święta idą, a ja dalej nie mam chłopaka. Taaraata tararata taarattta.
Dziś uznaję wyższość oglądania "Familiady" nad nauką biochemii. Zróbcie hałas i follow me, bejbi!

poniedziałek, 15 listopada 2010

Bogowie ewidentnie nie interesują się mną w poniedziałki, pozwalając bez końca pisać wyświechtane frazesy o beznadziejności i bezsensie tego czarnego dnia, którego jedyny dobry akcent zaczyna się i właściwie kończy na kawie. Nikt nie zgłasza sprzeciwów na pierdolenie wszystkiego i poddawanie się prądom, dlatego dziś pierdolę wszystko i poddaję się prądom. Jak wszyscy.

Cykl Basen / zajęcia / tenis / zakupy / komputer / nauka / muzyka się powtarza, ale na pewno jest ktoś, komu piętnasty dzień miesiąca zapadnie w pamięć. Remember 15th November, czy coś.

niedziela, 14 listopada 2010

Czas w niedzielny wieczór toczy się wartko i powolnym ruchem przenosi długi weekend do wieczności. Ogólne nastroje - apokaliptyczne, happy end - brak. Oczywiście od jutra biorę się ostatecznie w garść, na pewno już, a tymczasem dziś jeszcze pospolita inercja, prawie jak pospolite nieruszenie.
Pobite gary, zdecydowanie.
Zadanie, które przede mną dziś postawiono wygląda z pozoru bardzo prosto - po niedzieli ma nastąpić poniedziałek, ale jak ja mam się do tego właściwie zabrać? Słucham?

piątek, 12 listopada 2010

Co prawda, boję się myśleć, czym w perspektywie przepierdalania 11 listopada jest przepierdalanie całego długiego weekendu, ale niezaprzeczalnie jestem w tym mistrzem. Smutne.

czwartek, 11 listopada 2010

Riff: "przepierdalanie 11 listopada to jest przejaw personalnej niepodległości."
Siedzę cały dzień w pidżamie rozmemłana, ale jednocześnie zadumana i może trochę melanchulijna, coby nie spalić czasem mojego dziedzictwa pamięci narodowej przypadkiem. Większość Polaków walczy w obronie wódki i denaturatu, a ja w tym samym momencie rzucam się w Internet, jak neuromancer zasuwam po stronach, wpisuję hasła, ściągam muzykę, oglądam fotki, inwigiluję, czas płynie.
Marudzę, mamroczę, ale właściwie czemu nie?

dieta

- Zrobisz mi herbaty?
- Jasne. Z cukrem?
- A, z cukrem - raz się żyje.

sobota, 6 listopada 2010

Chyba nie lubię wielkich wydarzeń i wielkich wzruszeń - są męczące, dławiące, nieprzyjemne, bo koniec końców pozostawiają po sobie rutynę i nudę, nic więcej. Mdłości próżni i mdłości nadmiaru, mnożone w nieskończoność, til it burnt my soul, burns a soul, burns a hole.

środa, 3 listopada 2010

Dowiedziałam się dzisiaj, że że zdarzają się międzyplanetarne pioruny i wyładowania elektryczne między Jowiszem a Io. A to jest tak wspaniały koncept, że jestem w sumie w stanie wybaczyć dzisiejszemu dniowi wszystko: przerwaną passę moich sukcesów naukowych, korki po południu, znużenie, a nawet jebaną powtarzalność i uporczywość czasu też.

Między Io a Jowiszem jest jakieś 200000 km. Pioruny długie na pięć Ziem, punkty do lansu.

wtorek, 2 listopada 2010

Ja: Co oznacza ten zielony liść na tylnej szybie samochodu przed nami?
Mama: Lubię marihuanę.

piątek, 29 października 2010

Ja wierzę w miraże, dlatego zapominam pójść do biblioteki i odwlekam naukę do minus nieskończoności mimo wcześniejszego wstania w tymże celu. Lekce-sobie-ważę najzwyczajniej powagę sytuacji piątkowo, powtarzając jednocześnie, że dążenie do sukcesu w bólach to nie asceza, asceza to nie próżność, a globalna karma to tak naprawdę jedynie sprawiedliwość bez satysfakcji - ktoś czasem musi być przegranym frajerem, żeby gdzieś tam git mógł być ktoś. Keep calm.

środa, 27 października 2010

Ja: A co u Ciebie?
Mój młodszy brat: A, nic, jakoś leci. Od poniedziałku do melanżu i tak w kółko.
Git majonez! Drinki z parasolkami! Maniana! Bonanza! Ananasy! Bauns! Copacabana i tropicana! To wszystko, a nawet więcej to tylko mój dobry nastrój, mój dobry wieczór, wcale nie rano, na twarzy nic szczególnego, a w głowie znowu Las Vegas Parano. Wszystko w porządku, genialnie w porządku, cudownie w porządku, nienormalnie w porządku. Przekurwiście. Wychujaście. Kurwasuper.

sobota, 23 października 2010

Dziwny dzień, dziwny poranek, dziwna pobudka i dziwny kac. Yesterday was OK, today is dramatic, bo znowu wszystko na odwyrtkę, na nowo uciekamy przed jesienio, dalej piździelnik jednostajny przyspieszony, śniadanie standardowo bez Tiffany'ego i dodatkowo ctrl + R stosowane, refresh refresh refresh sobotnie.

piątek, 22 października 2010

Każdy ma swoją własną melanchujnię, a że jest październik, warto sobie dojebać porządnie.


Tak bardzo chciałabym mówić wzniosłodramatycznie, smutno, żeby wszyscy wokół empatycznie pogrążali się automatycznie w podobnych do moich jesiennych bólach,wątpliwościach i miotaniu się, patosie i tragizmie racji nie do pogodzenia, odrzuceniu przyziemnych problemów, ale generalnie wygląda to tak, że zwykle siedzę zjebana, wściekła, ze słuchawek lecą piosenki o lekkim zabarwieniu wysublimowania, które rozpierdalają od środka z siłą Salto del Angel, zagłębiam się coraz bardziej w swoistym pierdolniku operacji myślowych i zapadam w letarg. I nie mówię nic właściwie.

wtorek, 19 października 2010

W autobusie spotkałam dzisiaj sobowtór House'a, ale o dziwo, nie był podpisany jak demotywator.
Maciek: kurwa, pochwalić to mega słowo: pochwa + walić.

(Bardziej z cyklu 'słowotwórstwo' może, ale i tak to lubię!)

piątek, 15 października 2010

Potrzebuję HAŁASU, potrzebuję DŹWIĘKU, potrzebuję WYJŚĆ, potrzebuję WÓDKI, potrzebuję się PRZEMIEŚCIĆ, potrzebuję EPIKI, potrzebuję ZAPIERDALAĆ SZYBCIEJ, potrzebuję SIĘ OGARNĄĆ.


Jazda w miasto.

niedziela, 10 października 2010

sobota, 9 października 2010

I w sumie, kurwa - pauza - to zaczynam być powoli sfrustrowana tej jesieni. Przeczesuję włosy, ustawiam po kątach, uśmiecham się często, bajeruję, udaję, że wszystko w porządku, choć taki bajzel.

Instalacja malkontenctwa in progress i probably the best back królewny jęczybuły.
Shit happens on saturdays.

Myślę sobie, rozpocznę inne życie, pełne przygód i żałosnych uciech, wyjadę może do Australii, skończę z niekończącą się nauką, będę zalewać pałę w weekendy i brylować wśród innych polaczków biedaczków, tak będzie. Kiedyś. Ale jeszcze nie teraz.
Maciek: New York City i owca cała.

piątek, 8 października 2010

rolling in the dip

Czuję się co najmniej tak jak homogenat komórki po odwirowywaniu w ultracentryfudze, czy coś. A weekend się jeszcze dobrze nie zaczął nawet.

czwartek, 7 października 2010

sobota, 2 października 2010

Cokolwiek człowiek zje, cokolwiek człowiek wypije, cokolwiek zrobi, to na koniec i tak będzie rzygał tylko marchewką.

Tak, dzisiejszy odcinek sponsoruje literka "k" jak kacyk i piosenka z jasnym i jednoznacznym przekazem, na przykład "After every party I die" I AM X. Tak, witaj sobotnia jutrzenko!

wtorek, 28 września 2010

W domu zostały same przypadkowe książki, ale kartkuję je, nie mając wyboru i nie dając im szansy jednocześnie. I tak na przykład teraz, zamiast napawać się losami kobiety, która czekała na ukochanego przez lata, niedostępna (seksualnie) dla innych, zachwycać się jej (głupim) poświęceniem, zastanawiam się, kiedy narrator (obserwator, mężczyzna, 1 osb. l. poj., naoczny świadek) ją bzyknie. Przez chwilę wstyd mi nawet, oczywiście za brak wiary w prawość płci i prymitywizm własnego myślenia, ale co się okazuje? Że kobieta, która czekała lat 30 z hakiem na faceta, rzeczywiście puściła się ostatecznie z narratorem! Nawet nie wiem, jak to spuentować.

poniedziałek, 27 września 2010

Poniedziałkowy targ w Staszowie to istne vanity fair na najwyższym prowincjonalnym poziomie. Niby zwisa mi to, co jak wyglądają inni, ale po krótkim przejściu z braku laku przez plac, czuję się dziwnie, dziwnie co najmniej! i myślę, o zgrozo, nawet: Jacyków, choć serdecznie Cię nie znoszę, przyjedź do świętokrzyskiego, kiedyś w wolny dzień, a nie pożałujesz! Tu nawet kobiety ubierają się w białe adydasky, szeleszczące dresy, a dziewczęta dalej preferują uczesanie na jamochłona i dyskotekowe przecierane dżinsy. Ich chamsko czarne farbowane włosy i spodnie jak z lat 90., rozpoznawalne na kilometr - czy to jeszcze kicz, czy może już folklor?

piątek, 3 września 2010

czwartek, 2 września 2010

wtorek, 31 sierpnia 2010

ile waży koń trojański, ile kosztuje warunek na UJ

Poprawka pojutrze, a ja już tu i teraz jak na szpilkach. Szkoda, że nie palę papierosów, bo oprócz alternatywnego chodzenia w kółko i przeklinania, robiłabym sobie krótkie przerwy na fajkę na balkonie, najbardziej majestatyczne i teatralne, jakie się tylko da. Zamiast wykorzystywać ostatnie chwile na powtórki, prokrastynuję i prodestynuję do kolejnej porażki. Życie.
Czerstwy humor z "Mody na sukces", tylko dla wtajemniczonych zapewne.

Jakieś dziecko pyta Eryka Forrestera:
- Ile masz lat?
- Nie znasz takiej liczby. - odpowiedział Eryk.

Śmiechu po pachy.

sobota, 28 sierpnia 2010

Dziś o tym, jak chujowo idzie mi nauka na egzamin poprawkowy z chemii organicznej.

Tak więc, nauka na egzamin poprawkowy z chemii organicznej idzie mi NAPRAWDĘ chujowo.

piątek, 27 sierpnia 2010

Oglądałam wczoraj wieczorem na Discovery film dokumentalny o wdzięcznym tytule "Apokalipsa 2012", z którego wynika, że żadnego końca świata za 2 lata nie będzie. Kompletna demotywacja. Ta informacja psuje większość, o ile nie wszystkie, moje plany - co, może jednak nie rzucę w pizdu studiów, nie będę nasączać się umyślnie truciznami do woli i podrywać do woli bezwstydnie facetów w perspektywie ogólnego przewartościowania? Co, może najbliższe lata upłyną najpierw na poszukiwaniu pracy, a potem obserwowania tycia i starzenia się mojego ciała? Kompletny bezsens. I jak tu się uczyć, jak zasnąć, jak tu się nie napić?!

Always drunk = fuck yeah.
Gdyby za syzyfową pracę też dostawałoby się zapłatę, to pewnie miałabym jakieś szanse w rankingu najbogatszych w "Forbesie".

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Facebook friend quiz:


Do you think Agata Ogórek is cool? Yes. 
Do you think that Agata Ogórek is cute? Yes. 
Do you think that Agata Ogórek likes to dance? Yes. 
Do you think that Agata Ogórek should NOT have children? No. 


(Co Ty kurwa wiesz o zabijaniu?)

piątek, 20 sierpnia 2010

Dziś piątek, a w piątek jestem zawsze zakochana. Więc może przełożymy to spotkanie na jutro?

(Friday, I'm in love.)

czwartek, 19 sierpnia 2010

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

niedziela, 15 sierpnia 2010

Dominik: Nawet flaszka spirytusa nie zastąpi ci jezusa.
Kartka z kalendarza: 15 sierpnia - Dzień Wojska Polskiego, święto Matki Bożej Zielnej oraz 10. rocznica uruchomienia GG.


Party hard.

sobota, 14 sierpnia 2010

Wolałabym już chyba umrzeć na koniec świata, czy inną modną chorobę cywilizacyjną, niż przeżywać upały w świętokrzyskim. To gorsze niż bóle egzystencjalne Adriana Mole'a i porzuconych nastolatek z ownloga razem wzięte. Serio serio.

piątek, 13 sierpnia 2010

środa, 11 sierpnia 2010

W Małej Encyklopedii Powszechnej PWN z roku 1997 nie ma hasła Paulo Coelho.

Impossible is nothing.

niedziela, 1 sierpnia 2010

Wczoraj z musu słucham radia RMF FM podczas długotrwałej jazdy samochodem w nieznane, ale mija już enta (>8) godzina i dalej nie słychać "Alejandro" - myślę sobie, że warto o czymś takim pierdolnąć status na fejsbuku via mobilny Internet i tak właśnie postanowiłam. Skończyłam nawet już wstukiwać jego błyskotliwą treść i miałam kliknąć w opcję publikowania, gdy właśnie wtedy usłyszałam:

I KNOW WE WERE YOUNG AND I KNOW YOU MAY LOVE ME

Kurwa.

wtorek, 20 lipca 2010

Z cyklu "genialne": "I shall exterminate everything around me that restricts me from being the master" (tytuł płyty Electric Six)

niedziela, 18 lipca 2010

Nie skończyłam jeszcze niedzieli, a już mi tu poniedziałek powoli zza okna nadchodzi.
Do listy katastrof zwiastujących niechybnie koniec świata, obok wybuchu wulkanu, powodzi, susz, wypadku w Smoleńsku, dopisuję zamknięcie pętli tramwajowej na Salwatorze. Prawie jak cast away teraz.

wtorek, 13 lipca 2010

poetyka bólu

- Jak tam aktualnie u Ciebie?

- Aktualnie. Aktualnie to mam ochotę przyjebać w jakąś ścianę z poważnego rozpędu.

piątek, 9 lipca 2010

Znowu w świętokrzyskim: eleganckie babki w autobusie na dzwonku telefonu mają "Łaga czigi czigi" Janusza i to jest u nas właśnie lans.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

sobota, 26 czerwca 2010

Od czwartku jestem w domu i przez te dwa dni zdążyłam zobaczyć w TV (i niestety też usłyszeć) Justina Biebera więcej razy niż za całe pół roku, gdy zaczął być rozpoznawalny, a ja nie miałam stałego dostępu do satelity. Brak materiału do nauki działa na mnie destrukcyjnie i bejbe bejbe bejbe ooo!
Ja: Sie-gra, sie-ma.
Mama: Siema Heniuuu.

piątek, 25 czerwca 2010

Ale mnie wkurwia, jak ludzie na facebooku o swojej aktywności rozpisują się rozwlekle i to jeszcze w tej cholernej trzeciej osobie lp. Że to niby takie wysmakowane i literackie.

wtorek, 22 czerwca 2010

sobota, 19 czerwca 2010



Janusz nigdy nie był a w Casablance.
Zróbmy zbiórkę charytatywną na podróż Janusza do Casablanki. Czyńmy dobro.
O Januszu Laskowskim:

21:55:25 Radomiak:
Moje top 3 janusza to:
1. łagaczigi
2. świat nie wierzy łzom
3. kolorowe jarmarki

21:56:13 Ja:
Bo innych songów po prostu nie znasz, LAMO!

21:56:38 Radomiak:
No to se ułożyłam top 3 z tego, co znam.

Dojrzałam do takiego momentu w życiu, by zamiast motywu przewodniego "Mody na sukces" ustawić na komórce "Kolorowe sny" Just 5 oraz przestać wyłączać scrobbling, gdy najdzie mnie najwyższa ochota na słuchanie Janusza Laskowskiego, Zbigniewa Wodeckiego i oczywiście Krzysztofa Krawczyka. Co się będę ukrywać ze swoim prostactwem i nabijać dżez dla snobów?

piątek, 18 czerwca 2010

Zawartość mojego portfela sponsorowana jest przez liczbę pi. Pi równa się 3,14zł.

Wnioski: co robi portfel? Pi pi pi piszczy biedą.

środa, 16 czerwca 2010

Mateusz:
nie martw sie napewno w twoim zyciu pojawi sie jakis chuj ktory zrobi ci dzieciaki i bedzie cie bil jak zupa bedzie za slona

wtorek, 15 czerwca 2010

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Przed egzaminem zmieniam opinię na temat dżdżownic - bo jak można myśleć źle o stworzeniach wyposażonych w 5 serc i mających w sobie tak dużo miłości?
Wydawało mi się dziś z daleka, że widzę na ulicy fajnego faceta - ubrany stylowo, jakieś ciekawe para-afro na głowie, z filuternym uśmiechem na twarzy, ale jego feler polegał na posiadaniu optycznie większych piersi ode mnie. Jakie to zawstydzające!

niedziela, 13 czerwca 2010

Agata Ogórek dołączyła do grupy chuj mnie obchodzi twoja sesja.
4 minut(y) temu 

krakowskie mpk

- Nie robi Ci się niedobrze od tego, przez ile bzdetów musimy przebrnąć, żeby w końcu się bzyknąć z laską?
- No weź, suki doceniają odrobinę szacunku, kilka komplementów. Opłaca się czasami dostosować.

sobota, 12 czerwca 2010

Nie tylko mężczyźni są odrażająco brudni i źli. W tramwaju śmierdzą na przykład wszyscy.

z mieszkania

- Pamiętacie może jaką bluzkę miałam na sobie we wtorek rano?
- Nie.
- Boże, Wy się kompletnie mną nie interesujecie!
Nie rozumiem kobiet, które marnotrawią cenny czas na pindrzenie się przed lustrem, szczególnie wiosną. To chyba oczywiste, że gdy zakładają sukienkę z dużym dekoltem, albo krótką spódnicę i skąpą bluzkę, to żaden mężczyzna nie zauważy, czy kolor cienia do powiek pasuje do butów, albo czy kolorowa torebka współgra z eleganckim kompletem. No, heloł!

Cycki na wierzchu, a potem jeszcze słodki kokieteryjne bulwersy, że wszyscy patrzą na nie w tramwaju.

piątek, 11 czerwca 2010

- Jestem tak ubrana, bo tu jest zimno jak w dupie u Eskimosa.
- Nie powinnaś używać takich słów.
- Jestem pewna, że słyszałaś już wcześniej słowo "dupa".
- Nie, nie powinnaś używać takich wyrazów jak "Eskimos", to wbrew prawu. Trzeba mówić Inuici.

czwartek, 10 czerwca 2010

Gdybym mówiła językami ludzi i aniołów, a Towarów Zastępczych bym nie miała, stałabym się jak moje współlokatorki zza ściany, bogacące swe życie oglądaniem "Pierwszej miłości", albo dresiarze spod solarium. Do tej pory nie umiem zrozumieć fenomenu "Cichych dni", które brzmią niezależnie od pory roku, tak jak w czasie tej przewidzianej jesieni, podczas której staniała wódka. I dziś wieczór znów zmieniam się w połykacza noży, siedząc tak sentymentalnie na parapecie i mimo pogody, twarz mi cyklicznie chmurnieje. Chuja!

Majka dupodajka

Michał zjawi się u Mikołaja po odbiór testu DNA. Wynik będzie szokujący. Okazuje się, że nie jest ojcem dziecka Majki. Jak to możliwe?
Ależ ze mnie medialna bestia. Wysyłam wczoraj donos do pudelek.pl z pretensjami, że Pudzian od wczoraj jest już magistrem, a ani słowa o tym na stronie głównej, po czym w okamgnieniu w skrzynce znalazł się mail zwrotny z informacją, że zajmą się tą sprawą i podziękowaniami za informację. I co? Wchodzę więc na główną, a tam news o naszym człowieku renesansu! MÓJ NEWS.
Od dziś chcę być tylko dziennikarką!

środa, 9 czerwca 2010

Akurat w momencie, gdy kumulowane we mnie długo pokłady weny twórczej samoistnie chcą współuczestniczyć wraz z jednoczesną potrzebą lansu w budowaniu fajnej, aczkolwiek oczywiście nieprawdziwej sylwetki mojej osoby w sieci, dostaję masę materiału do opanowania w trybie fast forward. A tak dawno nikt nie zachwycał się moją elokwencją, że prawie zapomniałam, jakie to uczucie. I jak tu żyć?
Zauważyłam, że wraz z postępem czasu moja liczba znajomych na na facebooku nie rośnie, jak to się dzieje zazwyczaj, ale maleje! Zamiast pozyskiwać nowych ziomków, usuwam ich nonszalancko znienacka, stwierdzając chamsko, że właściwie w większości przypadków gówno obchodzi mnie zarówno to, co ci ludzie robią, jaki wynik testu uzyskają, albo do jakiej wyjątkowej grupy dołączą. Prezentujemy już nawet nie inny poziom wrażliwości, ale pierwszorzędnie kompletnie niekompatybilny poziom abstrakcji. Jestem Agata in Wonderland, chociaż pewnie powinnam, tak jak i Alicja siedzieć w kuchni przy garach.

wtorek, 8 czerwca 2010

Mama na weekendzie zabrała mi konsolę PS2, bo powinnam uczyć się do sesji, a nie grać nałogowo w Need For Speed. Paradoksalnie - to zabawne. Znowu czuję się młoda i szczęśliwie ograniczona przez czynniki wyższe, a tym samym mniej męcząco doskonała niż teraz.