środa, 23 października 2013

targi książki, mody i prożności

Wielkimi krokami zbliża się kolejne wielkie święto w harmonogramie kulturalnego & studenckiego zarazem miasta Krakowa - Targi Książki na Nowej Hucie - miejscu, gdzie można dostać symboliczny wpierdol i zostać okradzionym w metaforycznym wymiarze. Szczyt marzeń.

Jako osoba czytająca i w związku z tym rozchwytywana seksualnie ("nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka" hue hue hue) stworzyłam ranking gości, na których czekam wyjątkowo niecierpliwie i których nie chcę widzieć w ogóle.

Creme de la creme Targów Książki:
- Jonathan Carroll - gdyby autorzy książek występowali w polskich serialach to Dżonatan z Paulo Coelho graliby pierwsze skrzypce w "Zmiennikach" (tak, to Ęlokwetnan metafora).
- Joanna Felicjańska - jej książka będzie miała tyle stron, ile ona ma w tym momencie promili.
- Jolanta Kwaśniewska - zaszczyca tą imprezę swoją obecnością, chociaż mogłaby w tym czasie pilnować Olka, żeby jego piątek nie zaczął się zbyt wcześnie oraz doskonalić styl jedzenia kremówek.
- Małgorzata Foremniak - nie pracuje już w Leśnej Górze i nie tańczy, więc pewnie pisze książki.
- Wojciech Cejrowski - czy specjalnie na tą okazję kupił buty czy ciągle boso?
- Kazimierz Kaczor - już nie senator, jeszcze nie emeryt!
- Ewa Bukowska - taaak, to żona TEGO BUKOWSKIEGO!
- Majka Jeżowska - nie wiem, co ona robi na Targach Książki, ale może jakiś koncercik będzie.
- Marta Grycan - co tu dużo mówić: już nie jest nieoficjalną ambasadorką Louis Vitton, wzięła się więc za literaturę. Słusznie. Wszyscy jesteśmy pisarzami.
- Maja Sablewska - za pomocą diety zmienia rysy twarzy i jeszcze chce się tym podzielić z plebsem! Zuch dziewczyna!
- Piotr Kraśko - on nie mówi tak jak jest, ale książki i tak pisze.
- Stanisław Mikulski - nowa kolekcja Hansa Klossa też mnie nie przekonała, ale może w sezonie wiosna / lato 2014 będzie bardziej udana.
- Ewa Wachowicz - na Targach Książki Ewa specjalnie ugotuje miód dla odwiedzających.
- Tomasz Schimscheiner - jak każdy prawdziwy krakowski aktor Tomasz musi przyjść dziabnięty, bo inaczej się nie liczy.
- Ryszard Kalisz - niedawno urodził mu się syn, ale zamiast się nim opiekować woli brylować na salonach. Cały Ryszard!

Dołączam miniatury wielkiej literatury - to warto czytać:






Smoleńsk, kurwa

SENSACJA: Maja Sablewska nie je owoców z fruktozą





Za to nie czekam kompletnie na:
Marię Czubaszek,
Ritę Gombrowicz,
Ignacego Karpowicza,
Jerzego Stuhra
i Andrzeja Stasiuka.

Co to w ogóle są za ludzie??? Kto ich zaprosił? ŻAL!!!


Sobotni gwóźdż programu: pisarz Kominek
Ale najlepsze na koniec: ukoronowaniem Targów niezaprzeczalnie będzie spotkanie z najsławniejszym blogerę świata - TOMASZEM TOMCZYKIEM aka Piecykiem, autorem książki: "Jak oszczędzić na centralnym ogrzewaniu: wrzuć wszystkie hejty na mnie do pieca", którą będzie promował. Bilety do odebrania u maszynisty tramwaju i dobrych sklepach monopolowych. 26 października, godzina 15 - widzimy się tam koniecznie - znak rozpoznawczy: pochodnia lub brykiet kominkowy z Auchan. I żeby nie przedłużać - jak to mówią snoby - stej tjundt.

(Notatka zrealizowana ze środków funduszu pomocy pijanym ratownikom im. Davida Hasselhoffa. Więcej absurdu i nonsensu tu.)

wtorek, 22 października 2013

#love

JESIEŃ NIE BYŁABY TAK PIĘKNĄ PORĄ ROKU, GDYBYM NIE MOGŁA JEŹDZIĆ ROWEREM PO ŻÓŁTOCZERWONYM DYWANIE Z OPADŁYCH LIŚCI NA PLANTACH. Poza tym dobrze, że jak zwykle tanieje wódka.

niedziela, 20 października 2013

niedziela - dzień cwela (tm)

Wieloletnie doświadczenie, logiczne rozumowanie tokiem przyczynowo-skutkowym i znajomość kontekstu kulturowo-historycznego pozwala mi twierdzić, że najlepiej pisze się na kacu lub lekkiej wczorajszej bani, podobnie jak najlepiej żyje się na kacu lub na lekkiej wczorajszej bani właśnie. Tłumaczy to także, dlaczego brak mi kreatywności i wizjonerstwa ostatnimi czasy - słabo piję, słabo ćpam, słabo wstrzykuję i zamiast lekko prześmiewczego tonu przybieram typowo kobiecy obsesyjny sposób nadinterpretowania rzeczywistości, babrania się i rozmieniania na dobre.

Na kacu lub bani życie biegnie prościej, łatwiej i przyjemniej. Znikają bóle egzystencjalne, lęki o przyszłość, poczucie humoru krystalizuje się, a człowiek cieszy się z drobnostek: a to, że kupił płyn do kąpieli o zapachu gumy balonowej, a to, że sąsiadka z dołu przyniosła kod zniżkowy na olejek arganowy, a to, że jest ładna pogoda i można poudawać typowego turystę podczas spaceru po (atrakcyjnym) Kazimierzu. W tym miejscu pozdrawiam serdecznie wszystkich durnych fanów fanpage "Nudzę się w niedziele", gdzie zamiast pomysłów na konstruktywne spędzanie czasu w ten dzień spamuje się jakimiś obrazkami ze szpileczki.com, chamsko.pl itp. o lekkim nacechowaniu humorystycznym. Nawet, gdy dziś życie płynie mi lepiej niż na co dzień nie zapominam o tym, że Internet to tragikomiczne miejsce dla przegranych, ale z drugiej strony nie potrafię nie patrzeć na ten cyrk i chuj.

czwartek, 10 października 2013

nie śpię, bo oglądam boiler room

Podczas gdy normalni ludzie z całego świata dziś wieczorem zajmują się malowaniem paznokci, odrabianiem pracy domowej, masturbacją, oglądaniem polskich seriali, piciem browara, kopulacją czy bezsensownymi rozmowami na facebooku, tak ja oglądam do późnych godzin nocnych i wczesnoporannych Boiler Room. Trudno o lepiej spędzony czas wolny.

jakiś mudżyn na mikrofonie aka Mykki Blanco miszcz
Najprościej dla niewtajemniczonych, chociaż powątpiewam, że tacy istnieją: Boiler room polega na tym, że w EKSKLUZYWNYM klubie artyści zapodają swoje mniej więcej godzinne DJ-sety, za nimi tańczą ludzie, a na stronie internetowej jest transmisja na żywo wraz z czatem, gdzie osoby z klubu są komentowane przez oglądających przez Internet, którzy hejtują i wyśmiewają absolutnie wszystko. Na przykład, że Machinedrum zgolił wąsa, Scuba się uśmiechał po żartach Adolfa Hipstera-prowadzącego, Jimmy Edgar zawsze pije pedalskie drinki, więc prawdopodobnie jest kryptogejem. W międzyczasie ludzie obczajają, ile kosztowała jego bluza, stwierdzają zdrową napierdalankę i obwołują dzisiejszy Boiler Room z Berlina NAJLEPRZYM do tej pory.

Jeśli chodzi o publikę w klubie to jest moc - wirujące pięści węża, w tle jakieś harde bolki łapy w górę, piwa w rękach, kontrolowana padaczka, ale niezaprzeczalnie absolutną gwiazdą jest typek w koszulce Harvard. Od razu widać, że Niemiec po stylu jego wiksadensów - niepodrabialne srogie techno. Zaraz po nim do akcji wchodzi Mykki Blanco ze swoimi futurystycznymi ruchami w stroju Ewy Chodakowskiej i ultraszczupłymi kolegami. EVACUATE THE DANCEFLOOR!!!

Piąteczek is coming!

blog r.i.p.

Przyglądam się tak zwanej polskiej blogosferze od dość dawna i czasem nawet zdarza mi się na jej temat dumać w ramach codziennej refleksji nad życiem i śmiercią, choć wprawia mnie to jedynie w permanentną frustrację i obrzydzenie. Jeszcze niedawno pytałabym z głupa: "kto, oprócz mnie, jest na tyle durny, by pisać jeszcze bloga?", a teraz z trudem można odnaleźć osobę, która tego nie robi. Dżizas. Czasy wtórności i popularności w zasięgu plebsu serwują nam więcej autorów książek i blogów niż czytelników - każdy aspiruje do jakiejś nagrody literackiej i bez problemu może spełnić swój próżny kaprys pisania jakiegoś mniej lub bardziej powtarzalnego zbioru znaków o małej mocy rażenia - zarówno jak autor jak i jako bloger. Do wyboru, do koloru.
Dalej niezmiennie jest mi szkoda, że aktualnie blogerami nazywa się jakiś szatański pomiot od lajfstajlu, gotowania, mody, nowinek technicznych czy kosmetyków, gdzie poszczególne tematy mniej lub bardziej się przenikają, a autor pragnąc utrzymać czytelników wprowadza z upływem czasu nowe działy, nawet jeśli niekoniecznie się w nich orientuje. W sumie nawet lepiej, jeśli wie niewiele - nie znam się to się wypowiem zawsze spoko. Od zera do milionera, od szafiarki do osobistego trenera, od hejtera do bohatera. Dlaczego tak rzadko zdarza się spopularyzować blog, który polega na zwyczajnym pisaniu o szeroko pojętej codzienności, a nie na lokowaniu produktu za hajs hajs hajs i lansie? Dlaczego prawie nigdy nie znajduję czegoś porywającego, dowcipnego, chwytającego za serce, a zamiast tego mam błędy ortograficzne i przecinki w niewłaściwych miejscach w tych całych pożalsięboże blogach lifestajlowych? Dlaczego szafiarki zgrywają się na intelektualistki i MUSZĄ recenzować książki i to na domiar złego książki z naprawdę niskiej półki? Dlaczego słowo bloger jest nacechowane negatywnie i dostaję na nie nieprzyjemnej gęsiej skórki?

NIE O TAKE BLOGOSFERE WALCZYŁAM, do kurwy.

Żal mi dupę ściska, bo inni zarabiają kasę na własnej głupocie, a ja nie mam już motywacji na regularne pisywanie tradycyjnego nikomu niepotrzebnego bloga.