Suchar dnia: podobno głupota nie zna granic. Pewnie skoro jest taka głupia, różniczek też ni w ząb.
sobota, 30 kwietnia 2011
wtorek, 26 kwietnia 2011
niedziela, 24 kwietnia 2011
sobota, 23 kwietnia 2011
Czas mija, płasko obojętnie, gorzkozimno, a ja wiedziona niechęcią do lokalnej rzeczywistości, kupuję sobie trochę alkoholu dla znieczulenia, czas mija, a ja udaję, że mnie to nie dotyczy, bo niby interesuje mnie tylko "Taniec z gwiazdami" i pudelek.
Idę ulicą, mam dwadzieścia dwa lata, a moje kłamstwa gry metafory mają ciężar genialności; idę ulicą po spirali i nawet się cofam, oddalam się zamiast przybliżać. Wszystko to razem przypomina zdarzenia z kiepskiej powieści i rozgrywa się na krawędzi dobrego smaku, blagi i nieprawdopodobieństwa.
Ludzie jadą albo wracają, mijają mnie samochody, przechodnie, a ja tym wysztafirowanym tłumie czuję się jak szmaciarz i władca, jak żebrak i król.
Gdy ma się dwadzieścia dwa lata, pogarda ma słodki smak. Jeszcze.
Idę ulicą, mam dwadzieścia dwa lata, a moje kłamstwa gry metafory mają ciężar genialności; idę ulicą po spirali i nawet się cofam, oddalam się zamiast przybliżać. Wszystko to razem przypomina zdarzenia z kiepskiej powieści i rozgrywa się na krawędzi dobrego smaku, blagi i nieprawdopodobieństwa.
Ludzie jadą albo wracają, mijają mnie samochody, przechodnie, a ja tym wysztafirowanym tłumie czuję się jak szmaciarz i władca, jak żebrak i król.
Gdy ma się dwadzieścia dwa lata, pogarda ma słodki smak. Jeszcze.
czwartek, 21 kwietnia 2011
Choć świątecznie zjechałam do domu chwilę temu, zdążyłam przeistoczyć się w pechowego murzyna, który musiał trafić na pana z Narodowego Spisu Powszechnego Mieszkań, siedzieć z nim godzinę i udzielać mu "wywiadu", a był to zdecydowanie najnudniejszy wywiad w moim intensywnym życiu. A poza tym, gdy padło pytanie o to, czy zamierzam w przyszłości rodzić dzieci i jeśli już, to w ilu sztukach, to porządnie mną skonfundowało. Zupełnie nie wiedziałam, co odpowiedzieć - jak rozpoznać żarty z niedalekiej odległości?!
wtorek, 19 kwietnia 2011
środa, 13 kwietnia 2011
wtorek, 12 kwietnia 2011
Wychodząc na zewnątrz i widząc, jak wszystko budzi się do życia po tej cholernej smutnej zimie, czuję pragnienie, by nieoczekiwanie stało się coś dobrego, bo póki co, nie dzieje się nic poza moim malkontenctwem i projekcjami wzorów aminokwasów znienacka. Dalej pochłaniają mnie pytania o znaczenie dehydrogenazy mleczanowej i zagadnienia, które nie dają spać normalnemu plebsczłowiekowi: co zjeść na obiad, gdzie zaprezentować swoją powtarzalną myśl, z kim urżnąć się na sztywno, KIEDY JUWENALIA, a na koniec - jaki spam umieścić na tablicy facebooka?
W tym wszystkim nie ma jeszcze miejsca na wiosnę. Dlatego ciągle pada.
W tym wszystkim nie ma jeszcze miejsca na wiosnę. Dlatego ciągle pada.
poniedziałek, 11 kwietnia 2011
Po weekendzie moje serce, wątroba i nerki zdecydowanie pokrojone w plasterki, ale dziś już poniedziałek i tydzień porażek w grodzie Kraka i Grzegorza Turnaua czas zacząć abarot! Wracam do teraźniejszości i zamiast o peroracji w bananowym klubie stołecznego miasta i prawdziwej poezji, zostaję wchłonięta przez pytania o połączenia ścisłe w czaszce i rzeźby Michała Anioła. Niech minie szybko, myślę, poniedziałek, tydzień, rok, kac niech minie, życie, a potem wszystko na pewno toczyć się będzie wartko ku szczęśliwemu zakończeniu, bo happy endings, no they never bore me.
niedziela, 10 kwietnia 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)