poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Ostatnio w pracy słucham sporo italo house'u i o dziwo, nurt ten został przyjęty dość ciepło przez ludzi, którzy od czasu do czasu wpadają do mojego pokoju coś załatwić (kategoria: profesorowie, docenci, doktorzy). Słyszę:
"Fajna muzyka"
"To radio?"
"Oj, coś chillowo tutaj"
"Co to za wakacyjne melodie"
Sytuacja podbudowuje mnie z lekka, ale nie mam jednocześnie też siły tłumaczyć ludziom, że te wyszukane składanki to efekty moich długotrwałych diggów, że italo house to jedna z odmian italo disco i że muzyka techno to nie jest tępe łupanie. Grzecznie kiwam głową z uśmiechem Mona Lisy i wracam do rozmyślań na temat pamięci i sensu życia. 

Summertime sadness nie omija nawet najlepszych, jak widać. Niezmiennie irytuje mnie mój narastający brak umiejętności podejmowania decyzji i babrania się w wątpliwościach. Tym razem nie mogę wybrać nowych oprawek okularów i tatuażu, zmusić się do poszukiwań nowej pracy oraz rozpoczęcia jeżdżenia w związku z prawem jazdy. Dorosłość to jakaś pomyłka - wydaje mi się, że nie istnieje i karmimy się jej wizją, podobnie jak wizją szczęśliwej miłości aż po grób i opłacalnych promocji w Almie. Ech.

środa, 9 sierpnia 2017

Ciężko uwierzyć, że terapia u mojego nieistniejącego psychoterapeuty powstrzymała moją sraczkę słowną na prawie rok. Na szczęście od powietrza, głodu, ognia, wojny i milczenia uchroniła mnie Dorota Masłowska za sprawą swoich felietonów. Czytam aktualnie "Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu" i duszę się przy okazji ze śmiechu w autobusach i pod kołdrą. Jakby ktoś zapłacił mi jeszcze za reklamę, mogłabym rekomendować tę pozycję jako lek na depresję, borderline i homoseksualizm.

Na nowo obudziły się we mnie zwały nienawiści do świata i nareszcie mogę w spokoju delektować się wizją rozdzierania moich zdziwaczałych kolegów z pracy oraz pluciem na wizerunek Kamila Bednarka na billboardzie hotelu Cracovia. Na nowo chce mi się komentować grubych ludzi i narzekać na gówniarzernię pod blokiem oraz pluć na bezużyteczne stare babcie i ich pieski. Życie znowu staje się piękne, a im więcej w nim przymiotów widzę, tym bardziej odrealniam się i go unikam. 

Okazuje się, że rzeczywistość po powrocie z festiwali muzycznych jest jeszcze bardziej obmierzła niż przed wyjazdami. Własne życie jeszcze bardziej bezcelowe. Życie innych bez porównania lepsze. Tak, zazdrość to dziwaczne i infantylne uczucie. Może kiedyś uda mi się osiągnąć stan homeostazy bez porównywania się do znajomych, ale najprędzej nadal pozostanę dziecinną siksą, która zgrywa mądrzejszą niż jest.