środa, 21 maja 2014

środa latem podszyta

Wiadomo, że kobiety chodzą do fryzjera nie tylko po to, by upiększyć się przez nową fryzurę, zrelaksować, poplotkować, wyżalić, ale też by pochwalić się tym przez wszystkie kanały social mediowe. I ja mam swojego stałego człowieka od czesania, który spełnia moje zachcianki w stylu: hajrstajl na Claire Underwood, raz czy częściej: tu krócej, a tu mała grzywka oraz odpowiada na moje głupie pytania jak: co to jest ombre hair oraz czy dzieci często się obcinają i czy krzyczą.

Wizyta u fryzjera to jedyna i niepowtarzalna okazja, by w czasie oczekiwania na swoją kolej dowiedzieć się z prasy, która leży obok (COSMOPOLITAN), po jakim czasie należy powiedzieć "kocham Cię", poznać wszystkie triki osób charyzmatycznych oraz nauczyć się słów używanych przez najfajniejsze osoby. Plus szokujące moją estetykę zbliżenia na cellulitis celebrytów. Fakt, że czasopisma dla kobiet są skierowane też niby do mnie, wprawia mnie w głębokie zażenowanie.

poniedziałek, 12 maja 2014

Dlaczego najlepiej pisze mi się w głowie, a potem, gdy przychodzi czas na przelanie zamysłu na namacalny tekst, cała koncepcja mojej notatki znika bezpowrotnie, a wszystkie procesy myślowe nie dają się w żaden sposób zmaterializować? Do chuja, to na pewno poniedziałek, który zawsze nadchodzi znienacka i jest dla wszystkich chyba z założenia dniem straconym. Zazwyczaj ignoruję jego niszczycielską moc, ale dzisiaj stwierdziłam, że coś w tym jego złym PR musi być.

Wyjeżdżam bowiem z domu tego dnia i choć jeszcze nie pada, to do moich okularów przyklejają się jakieś robale, muchy próbują wleźć do uszu, a pyłki zatykają mi nos. Potem, gdy wracam, przeklinam w duchu, bo oczywiście w czasie, gdy jadę na rowerze, musi lać jak z cebra, co przekłada się na mokre ciuchy, niekorzystny wygląd, zachlapane przez samochody spodnie i oczywiście brak widoczności przez moje hipster okulary. Wiosna to niezależnie od pogody ciężki czas zarówno dla rowerzystów i okularników, a dziwnym przypadkiem należę do obu grup i mam NAJGORZEJ.

Wraz z tym poniedziałkiem następuje również koniec mojej roli w międzynarodowym przedsięwzięciu Off Plus Camera jako dziennikarz festiwalowy i ponowny angaż w tasiemcu o małej oglądalności, zatytułowanym "Po prostu życie", gdzie gram nieudacznika, a w kolejnych sezonach pewnie wyemigruję do pracy na zmywaku w UK lub wybiorę się dla beki na doktorat. Próbuję dostosować się do nowych warunków pracy, ale jest to trudne, bo mało kto lubi granie w serialach, a już na pewno nikt nie lubi takich jak ten mój, w związku z czym rozważam czasowe popadnięcie w depresję. I tak zapewne zrobię, jak tylko wyschnę i sprawdzę pudelka - światowe życie w końcu musi się gdzieś dziać, czy tego chce plebs czy nie. Ole!