Wiadomo, że kobiety chodzą do fryzjera nie tylko po to, by upiększyć się przez nową fryzurę, zrelaksować, poplotkować, wyżalić, ale też by pochwalić się tym przez wszystkie kanały social mediowe. I ja mam swojego stałego człowieka od czesania, który spełnia moje zachcianki w stylu: hajrstajl na Claire Underwood, raz czy częściej: tu krócej, a tu mała grzywka oraz odpowiada na moje głupie pytania jak: co to jest ombre hair oraz czy dzieci często się obcinają i czy krzyczą.
Wizyta u fryzjera to jedyna i niepowtarzalna okazja, by w czasie oczekiwania na swoją kolej dowiedzieć się z prasy, która leży obok (COSMOPOLITAN), po jakim czasie należy powiedzieć "kocham Cię", poznać wszystkie triki osób charyzmatycznych oraz nauczyć się słów używanych przez najfajniejsze osoby. Plus szokujące moją estetykę zbliżenia na cellulitis celebrytów. Fakt, że czasopisma dla kobiet są skierowane też niby do mnie, wprawia mnie w głębokie zażenowanie.
Wizyta u fryzjera to jedyna i niepowtarzalna okazja, by w czasie oczekiwania na swoją kolej dowiedzieć się z prasy, która leży obok (COSMOPOLITAN), po jakim czasie należy powiedzieć "kocham Cię", poznać wszystkie triki osób charyzmatycznych oraz nauczyć się słów używanych przez najfajniejsze osoby. Plus szokujące moją estetykę zbliżenia na cellulitis celebrytów. Fakt, że czasopisma dla kobiet są skierowane też niby do mnie, wprawia mnie w głębokie zażenowanie.