piątek, 24 lutego 2012

friday friday friday

Yesterday is history. Tomorrow is a mystery. Today is a Friday. That's why it is called Friday.

emil zola dla ubogich

Szaruga. Pada. Jest smutno. I szaro. To doskonały czas na wymuszone pseudorefleksyjne teksty, myśli umotywowane trochę pogodą, trochę filmem z kategorii moralnego niepokoju, trochę nieudaną sytuacją towarzyską, trochę poczuciem samotności.

To jedziemy.

Laif is brutal, wszystko chuj, nie ma sprawiedliwości, życie nie ma sensu; jemy, śpimy, wydalamy, jesteśmy niewolnikami perystaltyki i sprzedajemy swoje płaczliwe historie po wielokroć. Coś jeszcze?

Nie ma śniegu, więc artystycznie sprowadzam swoje życie do naturalistycznego oglądania kup psiego łajna jako symboli nadchodzącej wiosny. Mogłam szusować w Aspen i robić fotki z przysłoną, rybie oko oczywiście, a tak to życie głównie w płaszczyźnie umysłu plus kupy. Kupa śmiechu.

czwartek, 23 lutego 2012

wszystko źle

Wszystko jest dobre do świętowania ostatnich dni do rozpoczęcia nowego roku akademickiego, przypominających w schemacie trochę fejkowe kacowe wakacje. Dziś w celebracji przeszkadza mi pogoda i światowy dzień walki z depresją, chociaż w Polsce każdy dzień jest po prawdzie dniem walki z depresją i choć nie powinno się respektować takich dat, to jednak wpływa to na mnie mimowolnie. Nawet moja herbata dzisiaj jest depresyjna. Wąskie spektrum uczuć, z którymi żyję na co dzień, układa się dziś zgodnie z natężeniem to smutek, pogarda, żal i znowu pogarda. Dziękuję.

środa, 22 lutego 2012

stwierdzam zgon

Drogi pamiętniczku, dziś 22 lutego, dzień, w którym umiera Rysiek z "Klanu", ludzie odliczają, lamentują i szydzą, a ja oglądam "Synekdoche", nadając swojemu nieżytowi życia nieznośną  pretensjonalną ckliwość, którą uzupełnia doskonale mój ból zęba. Źle się czuję i smutno, cierpię za miliony i winię za to też wino. Zapłakałabym w imię pogardy nad tym "klanowym" społeczniactwem nad brzegiem rzeki Wisły z pedalskim papieroskiem w ręce i chustą na głowie, skoro jestem już dziś taka filmowa i mam do dyspozycji nawet rzekę z sentymentalnym widokiem na Wawel. I pogadzę, pogardzę dziś, jutro też, wszakże tylko pogarda jest nieprzemijającą wartością.
Pogarda? Nie pogardzę.

wtorek, 14 lutego 2012

i love myself


W dzień jak co dzień, wtorek, wchodzę na fejsbuka, a tam WALENTYNKI. Kurwa, to dzieje się naprawdę! Dziś wszystkich zebrało na pisanie manifestów i obwieszczanie światu swojej miłości lub aktualnej opinii co do komercjalizacji uczuć, miłości w czasach popkultury i uczuciach nie na sprzedaż. Też bym coś ogłosiła, ale aktualnie przeżywam, że nie mam zawalonego profilu jakimiś powiadomieniami o anonimowych wyznaniach, nowe aktywności nie napierdalają jak szalone, nikt się mną nie interesuje. Walentynki to jeden jedyny dzień w roku, kiedy Matrix nie działa i naprawdę wiedzę, że nie ma żadnych skrytych wielbicieli, że oni nie istnieją po prostu. Mogę też przyjąć wersję, że w Walentynki wszyscy moi skryci fani uświadamiają sobie, że nie mają u mnie szans, cokolwiek by nie zrobili.

Zdecydowanie od wizyt św. Walentego, wolę wizyty św. Mikołaja.

Let's hate people together today!

sobota, 11 lutego 2012

i don't wanna live on this planet ANYMORE

Pseudointelektualiści powinni mieć zarezerwowany oddzielny krąg inferno w "Boskiej komedii" Dantego, chociaż zdecydowanie lepiej prezentowaliby się w Piekle z kryteriami mojego autorstwa. Umiejscowiłabym ich w dość pokaźnym kącie, chyba gdzieś między ignorantami a cosmodziewczynami, mając jednocześnie nadzieję na to, że internetowe trendy nie dotrą do mody na post-intelektualizm, oscylując między kretynkami z lustrzankami i kotami analfabetami.