sobota, 22 lutego 2014

związki biologii z muzyką

Prawdziwi biolodzy i biolożki lubią porządnie uczcić ważne wydarzenia z dziedziny nauki. Poważnie. Rocznica urodzin Marii Curie-Skłodowskiej, Karola Darwina czy odkrycie DNA - dla autentycznego naukowca każda okazja jest dobra, by wkleić na tablicę Facebooka zdjęcie jubilata, napisać kilka słów wyjaśnień z błędami ortograficznymi, wstawić parę wykrzykników ze spacjami, zaproponować imprezę tematyczną albo toast i rozpocząć kolejną ważną dyskusję na tematy z górnej półki w komentarzach. Wszystko, by odzwierciedlić tą wielką radość, to niespotykane w dzisiejszych czasach oddanie nauce, a przede wszystkim zadeklarować własne stanowisko i gotowość służenia w Armii Prawdziwych Naukowców sponsorowanej przez naszą Alma Mater. Śmierć pseudonauce i humanistom!
(Oczywiście straszna szkoda, że za taką wspaniałomyślność nie dostaje się dodatkowych punktów na korzyść stypendium czy doktoratu, ale prawdziwi bojownicy i tak walczą!)

19 lutego w mass mediach pojawiła się informacja o nazwaniu szczepu bakteryjnego imieniem Franka Zappy. Po przejrzeniu z rana do kawy kilku artykułów na ten temat, uśmiechnęłam się, bo w sumie to taka pocieszna informacja i przeczytałam o tym siostrze, osobie, która nie jest w żadnym stopniu związana z biologią. Mimo tego zareagowała żywo i nawet zawsze ironiczne zdystansowane zaczęłyśmy się z tego śmiać, kręcąc tak zwaną bekę. Niestety na tablicach żadnego z wielkich studentów i przyszłych doktorantów biologii nie pojawiła się wzmianka o Propionibacterium acnes type P. Zappae. Pewnie dlatego, że nie wiedzą, kim Frank Zappa był albo co gorsza - zupełnie nie kojarzą, z czym to nazwisko kojarzyć. Co więcej: wcale nie mają zamiaru się dowiedzieć, bo i po co? Liczy się tylko nauka i biologia, a wychodzenie wiedzą poza nią to przestępstwo, warto o tym pamiętać, wybierając tematykę rozmów czy film do obejrzenia. Ani Aegrotocatellus jaggeri nazwany po Micku Jaggerze, Aleiodes gaga czy kultowa Scaptia beyonceae ku czci wielkiej Beyoncé nie wzbudzają emocji. Takie informacje należy ignorować i oszczędzać swój entuzjazm na doroczne rocznice naprawdę wielkich wydarzeń, a nie na takie pierdoły.

Pozdrawiam!

środa, 19 lutego 2014

stat4u - łamiący fakt

Statystyki czasami się przydają. Dzięki małemu buttonowi na dole strony mogę teraz na przykład zamieścić spis kluczowych słów i wyrażeń, które wpisują w wyszukiwarkę moi czytelnicy i znajdują tego oto samopas lajfstajl bloga. Wytłuszczam swoje ulubione pozycje i jednocześnie dziękuję za kreatywność - jesteście najlepsi (jak to mawiają prawdziwi blogerzy do swoich followersów).

- ekshibicjonizm w plenerze
- warunek na UJ
- majka dupodajka
- jezus party
- cocolino dopalacze
- umysłowa kambodża
- kurwa hipster
- hehehehelmans
- blog o hipsterach
- puszczam się w tramwaju
- sztuka wysoka
- maciej musiał retro
- impresjonizm kurwa
- janusz laskowski
- warsaw fashion blog
- puszczam się w Krakowie
- let's hate people together
- zdania wielokrotnie złożone
- 13 zasad hipstera
- gdzie znaleźć muzykę, której nikt nie zna
- kiedy jestem w pidżamie - nie ma we mnie człowieczeństwa
- jesień kurwa
- jaka firanka do makaronu
- gardzę studentami gdziekolwiek jestem

poniedziałek, 17 lutego 2014

winter is (not) coming - ekstra & odkrywczy wpis o pogodzie i konwencji ubraniowej

Jednak czasami niebiosa mają nas, wiecznie męczenników & na zawsze w depresji Polaczków, w opiece. Piękną mamy zimę tego roku, szczególnie w jedynej i właściwej stolicy entej Rzeczpospolitej  - Srakowie.

Piękną! Ta zima zachęca wszystkich nieprzerwanie do eksplorowania przyjaznej przestrzeni miejskiej i ubogacania wielkomiejskiego krajobrazu swoimi pozytywnymi, zadowolonymi i tęczowymi uśmiechami. Czas noszenia czapek, które ugniatają skrzętnie układane fryzury i puchowych, pogrubiającyh kurtek, po prostu odszedł w zapomnienie. Zamiast niego nadchodzi czas nowych, wczesnowiosennych stylizacji z kolekcji zazimie / przedwiośnie 2014. Ekstrawaganckie vansy czy sneakersy z krokodylem na nogi, szalik z wyprzedaży H&M z metką na szyję, obcisły t-shirt z dekoltem w serek na (wydepilowaną) klatę, karmelove spodnie na odchudzony tyłek, iPad pod pachę, do jednej ręki kubek z capuccino ze Starbunia, do drugiej zaś fluoerescencyjna vintage holenderka. Jeszcze tylko Ray Bany na nos, mina neutralnego zniesmaczonego kosmpolity i mały zestaw miejskiego eksploratora gotowy - voila!

Kierunek centrum - rynek duży, planty, rynek mały, hipster Kazimierz, bulwary wiślane. Tłumy ludzi podobnych, ironicznie fotografujących się analogowymi aparatami i zajadających się organicznym falafelem czy tofuburgerem z ostatnio otwartej vegan knajpy, należy po prostu ignorować. Pospólstwo! Jak dobrze, że znudzona mina leży na własnej twarzy tak idealnie, rower prowadzi się na perfekcyjnie pełnej wzgardzie, a własny stan ducha jest po prostu nieopisany, ergo boski. Te wtórne osobowości, intelektualna kambodża śni zapewne o karierze w social mediach, podczas gdy Ty jak zawsze wznosisz się na wyżyny, rozmyślając nad podporządkowaniem się pogodowym wymogom i dyskursowi meteorologicznemu.

Tak to właśnie jest: umawiamy się, że jak jest ciepło, to musimy się ubierać stosownie do pogody, bo tak wypada. A może jednak tak nie powinno się robić? Dlaczego nikogo nie rusza właściwie sumienie? Czy ktoś nas się kiedyś pytał o zdanie w kwestii konwencji outfitowej na niespodziewaną zimę? Nie przypominam sobie. Zawsze podporządkowujemy się tradycyjnie konserwatywnym poglądom na skutek prania mózgu. Skoro winter is not coming, porzućmy zastane zasady, koniec z kurtkami, kozakami i ruskimi czapkami. Teraz zostaje tylko nasza wrodzona charyzma, nowatorstwo, ekstrawagancja i naturalna wyższość w spoglądaniu z góry na wąsatych januszy w dresach i halinki w trwałej. Siema, wiosno.

niedziela, 16 lutego 2014

kocham Pilcha

- Witam!
- Witam!
- Miło poznać!
- Bardzo miło!
- Skąd jesteś?
- Z Polski.
- Nie martw się. Nikt nie jest doskonały.

(...)
Jaki znak twój? Orzeł Biały! Ach! Nikt nie jest doskonały!

"Drugi dziennik", Jerzy Pilch

sobota, 15 lutego 2014

jest chujowo

kwintesencja
To miała być kolejna typowa sobota na kreatywnym kacu - idealnie wyważone proporcje zmęczenia, serotoniny, adrenaliny, zadowolenia, endorfin, apetytu i twórczej weny plus reminescencje piąteczku w Prozaku, kiedy gra jedna z Twoich ulubionych gwiazdek sceny IDM. Potencjalnie gra, bo w ostatniej chwili odwołuje swój występ, a Ty musisz obejść się smakiem, smutkiem i szokiem.
Zamiast nowego statusu znajomości z Jimmym Edgarem i materiału na nieziemską relację, mam więc jedynie trzeźwość, apokalipsę, przejedzenie i picie kawy rumowej brata na trzeźwo - wszystko podszyte złowrogim, pretensjonalnym smutkiem, anatemą i ataksją, mimo całkiem sensownej pogody. Swoje plany zostania królową nowego dziennikarstwa muszę odłożyć na później i znaleźć sobie chwilowe nowe hobby, które pozwoli mi się jednocześnie skupić, odciągnąć złe myśli i manifestować jednocześnie swój intelekt z najwyższej półki. W sumie powyższy opis pasuje do spożywania alkoholu i zostania blogerką modową / lajfstajlową, ale oprócz odurzania się i pracowania na obcasach podczas pokazów, całkiem przyjemnie jest na przykład zapalić papieroska i kiepować go do kubka w imię celebrowania momentów. I chwalić się na prawo i lewo czytaniem "Drugiego dziennika" Jerzego Pilcha, który jest kwintesencją takiego Pilcha, jakiego lubię najbardziej i jedynym jasnym promyczkiem słońca nad dzisiejszym mrocznym dniem. Chociaż nie - drugim jasnym promyczkiem jest premiera drugiego sezonu "House of Cards". Hmm. Chyba wobec tego jednak nie zostaję pełnoetatowym depresantem. Pozdro.

piątek, 14 lutego 2014

Walentynki, ach to Ty!

Czasami sobie tak w cichości ducha gdybam, że wszystkie te święta zaznaczone czerwoną lub wytłuszczoną czcionką w kalendarzu na ścianie (obok imienin, tłustego czwartku, przepisów na szarlotki, horoskopu) obchodzimy tylko po to, by siąść w kącie na kracie z browarem i samoistnie podsumować upływający czas, zrobić bilans, a tym samym logicznie przy okazji zmartwić się, wkurwić i ostatecznie sfrustrować: taka sobie mała swoista reakcja łańcuchowa.

Przykładowo: jutrzejsze walentynki każą spojrzeć na siebie jako na człowieka, który w perspektywie mijającego roku w dalszym ciągu nie znalazł kawaliera, nie stanął na ślubnym kobiercu, nie urodził dziecka, nie zmienił statusu związku na Facebooku, a właściwie najczęściej zmieniał bieliznę, rękawiczki i rolkę papieru toaletowego. Czas mija. Dobra strona tego wszystkiego jest taka, że Jah ciągle się nami opiekuje, a na jutrzejszy dzień mam ustawione kilka randek. Tyle wygrać.

Kolejnym świętem, przy którym wprawię się w refleksyjny nastrój będzie zapewne Wielkanoc. Wtedy znowu uświadomię sobie, że spędzam ją tak samo jak co rok, w tym samym miejscu, a ci sami ludzie pytają mnie, czy znalazłam już partnera i że trzeba się ustatkować, bo samotność to najokropniejsza rzecz w życiu, a po co ci ten magister, dzieciaka byś sobie zrobiła. A potem wypijmy to samo wino i nostalgia po prostu minie.