Rychło w czas zdałam sobie sprawę, że od kiedy rychło w czas próbuję zająć się pisaniem pseudolicenjatu - symbolu mojego pseudowykształcenia WYŻSZEGO i potwierdzenia istnienia panującej wśród ludzkości choroby świadectw / certyfikatów / tytułów, słucham samych smutów z gatunków: lo-fi, acoustic, depressive electroreggae... Japierdolę, niedługo dojdę do przewracającego flaki j-rocka, albo styranej muzyki dla wyrafinowanej pulbitrząsi, którą to wrzuca na profile (piękny song, wrzucę na walla) facebooka w tych no, Internetach.
Zaczęłam szukać więc inspiracji do powrotu do korzeni dóbstepe, glicz i dark ambient, pytając siostry, czy słuchała nowej ep-ki Vlidislava Delaya, czy warto się z nią zapoznać, na co ona:
- Nie wiem, włączyłam, jak byłam pod prysznicem. HAHAHA.
HAHAHA. Myślałam, że tylko ja nabijam muzykę na last.fm, gdy śpię. Vlad is lav, bajbe don't hurt me, don't hurt me no more.
Szyderstwo z Wami!
Zaczęłam szukać więc inspiracji do powrotu do korzeni dóbstepe, glicz i dark ambient, pytając siostry, czy słuchała nowej ep-ki Vlidislava Delaya, czy warto się z nią zapoznać, na co ona:
- Nie wiem, włączyłam, jak byłam pod prysznicem. HAHAHA.
HAHAHA. Myślałam, że tylko ja nabijam muzykę na last.fm, gdy śpię. Vlad is lav, bajbe don't hurt me, don't hurt me no more.
Szyderstwo z Wami!