poniedziałek, 12 maja 2014

Dlaczego najlepiej pisze mi się w głowie, a potem, gdy przychodzi czas na przelanie zamysłu na namacalny tekst, cała koncepcja mojej notatki znika bezpowrotnie, a wszystkie procesy myślowe nie dają się w żaden sposób zmaterializować? Do chuja, to na pewno poniedziałek, który zawsze nadchodzi znienacka i jest dla wszystkich chyba z założenia dniem straconym. Zazwyczaj ignoruję jego niszczycielską moc, ale dzisiaj stwierdziłam, że coś w tym jego złym PR musi być.

Wyjeżdżam bowiem z domu tego dnia i choć jeszcze nie pada, to do moich okularów przyklejają się jakieś robale, muchy próbują wleźć do uszu, a pyłki zatykają mi nos. Potem, gdy wracam, przeklinam w duchu, bo oczywiście w czasie, gdy jadę na rowerze, musi lać jak z cebra, co przekłada się na mokre ciuchy, niekorzystny wygląd, zachlapane przez samochody spodnie i oczywiście brak widoczności przez moje hipster okulary. Wiosna to niezależnie od pogody ciężki czas zarówno dla rowerzystów i okularników, a dziwnym przypadkiem należę do obu grup i mam NAJGORZEJ.

Wraz z tym poniedziałkiem następuje również koniec mojej roli w międzynarodowym przedsięwzięciu Off Plus Camera jako dziennikarz festiwalowy i ponowny angaż w tasiemcu o małej oglądalności, zatytułowanym "Po prostu życie", gdzie gram nieudacznika, a w kolejnych sezonach pewnie wyemigruję do pracy na zmywaku w UK lub wybiorę się dla beki na doktorat. Próbuję dostosować się do nowych warunków pracy, ale jest to trudne, bo mało kto lubi granie w serialach, a już na pewno nikt nie lubi takich jak ten mój, w związku z czym rozważam czasowe popadnięcie w depresję. I tak zapewne zrobię, jak tylko wyschnę i sprawdzę pudelka - światowe życie w końcu musi się gdzieś dziać, czy tego chce plebs czy nie. Ole!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz