poniedziałek, 29 października 2012

limes frontial

Każdy dzień tygodnia roboczego od samego początku października polega na tym, że wstaję, wychodzę, wegetuję na zajęciach (czytaj: ciężko pracuję umysłowo), wracam i padam na ryj. Nie wpadam na odkrywcze pomysły, nie kpię zbyt często, trochę bredzę w zmęczonym natchnieniu, zacieram obserwacje i zapominam nawet o męczącym repetowaniu rzeczywistości. Być może jedynym ratunkiem i szansą na poprawę jakości życia jest głupota i kokaina (so much cocaine), skoro w dzisiejszych czasach nikt nie podnieca się osobowością, ani na nią nie podrywa?

Za oknem zima, choć przecież dla ludzi doskonale zintegrowanych istnieje tylko jedna pora roku, niekończące się lato, w którego cieple wygrzewają się umysły i sumienia. Ja przeżyłam 22 lata dżdżystej jesieni i teraz nie mam, gdzie włożyć swojej blogerskiej dekadencji w to całe śnieżne reggae.

"Pogodna rezygnacja to nie tylko tymczasowa moda prowadząca do samobójstw smutnych, ale zawsze dobrze ubranych młodych osób, które nie do końca ją zrozumieli. Pogodna rezygnacja to nie jest tylko styl życia, to nie jest chwilowy kaprys. Przed pogodną rezygnacją byłem przygnębiony, po pogodnej rezygnacji też jestem przygnębiony. Przed rzucaniem pisania pisałam i po rzucaniu pisania pisałam."

Bla bla bla. Ble ble ble.

1 komentarz:

  1. Zgłosiłbym się na ochotnika cele poderwania cię na osobowść, ale niestety jest to osobowość wybrakowana, defetystyczna i nawet mnie samego wkurwiająca. Toteż skupię się na dopchaniu do tej kokainy, by świat znowu nabrał kolorów, a mi żyło się nieprzytomniej i bardziej bezrefleksyjnie.

    Już nawet nie chce mi się szydzić, a mógłbym (wszak istnieją forumy internetowe pełne bałwanów).

    OdpowiedzUsuń