piątek, 14 lutego 2014

Walentynki, ach to Ty!

Czasami sobie tak w cichości ducha gdybam, że wszystkie te święta zaznaczone czerwoną lub wytłuszczoną czcionką w kalendarzu na ścianie (obok imienin, tłustego czwartku, przepisów na szarlotki, horoskopu) obchodzimy tylko po to, by siąść w kącie na kracie z browarem i samoistnie podsumować upływający czas, zrobić bilans, a tym samym logicznie przy okazji zmartwić się, wkurwić i ostatecznie sfrustrować: taka sobie mała swoista reakcja łańcuchowa.

Przykładowo: jutrzejsze walentynki każą spojrzeć na siebie jako na człowieka, który w perspektywie mijającego roku w dalszym ciągu nie znalazł kawaliera, nie stanął na ślubnym kobiercu, nie urodził dziecka, nie zmienił statusu związku na Facebooku, a właściwie najczęściej zmieniał bieliznę, rękawiczki i rolkę papieru toaletowego. Czas mija. Dobra strona tego wszystkiego jest taka, że Jah ciągle się nami opiekuje, a na jutrzejszy dzień mam ustawione kilka randek. Tyle wygrać.

Kolejnym świętem, przy którym wprawię się w refleksyjny nastrój będzie zapewne Wielkanoc. Wtedy znowu uświadomię sobie, że spędzam ją tak samo jak co rok, w tym samym miejscu, a ci sami ludzie pytają mnie, czy znalazłam już partnera i że trzeba się ustatkować, bo samotność to najokropniejsza rzecz w życiu, a po co ci ten magister, dzieciaka byś sobie zrobiła. A potem wypijmy to samo wino i nostalgia po prostu minie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz