sobota, 14 listopada 2015

miejsce na tytuł, na który nie mam pomysłu

Typowa sobota, podszyta egzystencjalnym niepokojem i nadmiarem czasu wolnego. Kieruję swoje udręczone alkoholem ciało w stronę najbliższej siłowni, a godzinny trening czyni ze mnie innego człowieka, neutralizując w pełni aldehyd octowy i kierując uwagę bardziej na zmęczenie mięśni niż lekko jeszcze szumiącą głowę.
Czasami zdarza mi się też z okazji dobrego rozpoczęcia królewskiego weekendu wstąpić do lokalnej Biedry przy Rondzie Matecznego, hipnotyzującej i przyciągającej promocjami, bo jakże nie skusić się na hummus tani jak barszcz (polecam pomidorowy for real) czy jogurty -20%?! No, właśnie. Idę więc i kupuję nie tylko hummus, jogurty, ale też mleko, kefir, bułkę z masłem czosnkowym, banany, pierogi ze szpinakiem; wszystko to jem oczami w drodze, ślinka mi cieknie, podczas gdy gotówka na koncie ubywa, ale nie mam czasu ubolewać nad swoją szaloną rozrzutnością, bo zawsze ktoś pyta mnie jeszcze jak dojść na Łagiewniki. A ja cierpliwie tłumaczę i choć do niedawna miałam problem ze wskazaniem choćby jednej najprostszej drogi, to teraz doświadczenie robi swoje i jestem prawdziwym specem - papież polak mógłby być ze mnie naprawdę dumny i może wybaczyłby mi nawet, że na co dzień zajmuję się zaawansowanym szkalowaniem jego osoby.
Zawsze tak jest w sobotę rano, myślę; tworzy ona swoiste durne pseudopętle, które w jakiś sposób zapamiętuję, wwiercają się uparcie w pamięć i wywołują podskórne odczucie niechcianej powtarzalności dnia. Urozmaicam więc czas, jak mogę, umierając ostatnio trochę bardziej dla świata, zamykając się w czterech jesiennych ścianach depresji i zbyt głośnej samotności. Dzisiaj dodatkowo mogę usprawiedliwić swój nastrój zamachami we Francji i empatycznym współodczuwaniem, którego nie nauczyłam się wbrew pozorom na treningu rozwoju osobistego. I słońce też za bardzo mi świeci po oczach. Bolą mnie mięśnie. Za dwa dni poniedziałek. Nie ma co, smutek na zawołanie i usta w podkówkę. Elo.

Dzisiaj jestem tym utworem i tym obrazkiem też jestem.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz