poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Ostatnio w pracy słucham sporo italo house'u i o dziwo, nurt ten został przyjęty dość ciepło przez ludzi, którzy od czasu do czasu wpadają do mojego pokoju coś załatwić (kategoria: profesorowie, docenci, doktorzy). Słyszę:
"Fajna muzyka"
"To radio?"
"Oj, coś chillowo tutaj"
"Co to za wakacyjne melodie"
Sytuacja podbudowuje mnie z lekka, ale nie mam jednocześnie też siły tłumaczyć ludziom, że te wyszukane składanki to efekty moich długotrwałych diggów, że italo house to jedna z odmian italo disco i że muzyka techno to nie jest tępe łupanie. Grzecznie kiwam głową z uśmiechem Mona Lisy i wracam do rozmyślań na temat pamięci i sensu życia. 

Summertime sadness nie omija nawet najlepszych, jak widać. Niezmiennie irytuje mnie mój narastający brak umiejętności podejmowania decyzji i babrania się w wątpliwościach. Tym razem nie mogę wybrać nowych oprawek okularów i tatuażu, zmusić się do poszukiwań nowej pracy oraz rozpoczęcia jeżdżenia w związku z prawem jazdy. Dorosłość to jakaś pomyłka - wydaje mi się, że nie istnieje i karmimy się jej wizją, podobnie jak wizją szczęśliwej miłości aż po grób i opłacalnych promocji w Almie. Ech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz