środa, 9 sierpnia 2017

Ciężko uwierzyć, że terapia u mojego nieistniejącego psychoterapeuty powstrzymała moją sraczkę słowną na prawie rok. Na szczęście od powietrza, głodu, ognia, wojny i milczenia uchroniła mnie Dorota Masłowska za sprawą swoich felietonów. Czytam aktualnie "Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu" i duszę się przy okazji ze śmiechu w autobusach i pod kołdrą. Jakby ktoś zapłacił mi jeszcze za reklamę, mogłabym rekomendować tę pozycję jako lek na depresję, borderline i homoseksualizm.

Na nowo obudziły się we mnie zwały nienawiści do świata i nareszcie mogę w spokoju delektować się wizją rozdzierania moich zdziwaczałych kolegów z pracy oraz pluciem na wizerunek Kamila Bednarka na billboardzie hotelu Cracovia. Na nowo chce mi się komentować grubych ludzi i narzekać na gówniarzernię pod blokiem oraz pluć na bezużyteczne stare babcie i ich pieski. Życie znowu staje się piękne, a im więcej w nim przymiotów widzę, tym bardziej odrealniam się i go unikam. 

Okazuje się, że rzeczywistość po powrocie z festiwali muzycznych jest jeszcze bardziej obmierzła niż przed wyjazdami. Własne życie jeszcze bardziej bezcelowe. Życie innych bez porównania lepsze. Tak, zazdrość to dziwaczne i infantylne uczucie. Może kiedyś uda mi się osiągnąć stan homeostazy bez porównywania się do znajomych, ale najprędzej nadal pozostanę dziecinną siksą, która zgrywa mądrzejszą niż jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz