wtorek, 16 stycznia 2018

W poniedziałek był oficjalnie blue monday, który zamienił się nieoczekiwanie w pink monday: uśmiechałam się bez powodu pod nosem, dzieciaki w mijającym mnie autobusie MPK machały radośnie przez szybę w moją stronę i odkryłam masę nowej muzyki, która niezmiennie poprawia mi humor.
Dla równowagi neutralny wtorek zamienił się failure / collapse / disaster tuesday z moim pierwszym załamaniem nerwowym w tym roku. Śmieję się i żartuję, a tak naprawdę ślina więźnie mi w gardle i co 5 minut zbiera mi się na płacz. Jeśli tak zachowuję się nie mając na karku nawet trzydziestu lat, to co dopiero będzie jak dosięgnie mnie menopauza? Kobieta jest murzynem świata i niech ktoś mi tylko powie, że nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz