poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Po weekendzie moje serce, wątroba i nerki zdecydowanie pokrojone w plasterki, ale dziś już poniedziałek i tydzień porażek w grodzie Kraka i Grzegorza Turnaua czas zacząć abarot! Wracam do teraźniejszości i zamiast o peroracji w bananowym klubie stołecznego miasta i prawdziwej poezji, zostaję wchłonięta przez pytania o połączenia ścisłe w czaszce i rzeźby Michała Anioła. Niech minie szybko, myślę, poniedziałek, tydzień, rok, kac niech minie, życie, a potem wszystko na pewno toczyć się będzie wartko ku szczęśliwemu zakończeniu, bo happy endings, no they never bore me.

3 komentarze:

  1. Hit kuchni orientalnej: Serduszko w marynacie i nereczka w zalewie octowej. A poza tym: życie to nie bajka, nie kończy się tak szybko, jakbyś myślała. A i nie ma szczęśliwych zakończeń. No belon.

    OdpowiedzUsuń
  2. pocieszajmy się tym, że reinkarnacja da nam nowe możliwości! i tego należy się trzymać!

    OdpowiedzUsuń
  3. W poprzednim wcieleniu zbyt wiele rzeczy miałam na sumieniu, więc nie sądzę, by reinkarnacja przeobraziła mnie w lepszą postać - w końcu już teraz jestem personifikacją żuka gnojnika - toczę gówno.

    OdpowiedzUsuń