piątek, 17 stycznia 2014

Jakiś czas temu skończyłam napierać na "Breaking Bad" i to było miliard razy podniecające niż oglądnięcie kultowego (hehe) "Avatara" 4 lata po premierze. Teraz, w momencie gdy wszystko zostało nie tylko powiedziane, napisane, powtórzone, wielokrotnie przetworzone, ale też obejrzane, został mi tylko ból, marazm życia codziennego i udręka rzeczywistych zdarzeń. Muszę wrócić do tak zwanego życia, chociaż nie jestem pewna, czy jest do czego w ogóle wracać i czy nie lepiej pielęgnować w dalszym ciągu swojej oazy spokoju i marnotrawstwa wraz ze wszystkimi hiperpedalskimi piosenkami, które jakby same do mnie przychodzą. A może ściągnę jednak "House of Cards" zamiast zajmować się zawoalowanym opowiadaniem o sobie na kolejnych bezsensownych platformach? Muszę dowiedzieć się, jak nazywa się taki problem z osobowością, bym wiedziała, na co właściwie mam zwalać winę.

Zdecydowanie, by zrozumieć tak zwane nasze czasy, należy robić wszystko, absolutnie wszystko, na odwrót. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz