sobota, 23 lipca 2011

A teraz majestatycznie zwlekam się sprzed telewizora, zszokowana jeszcze wypowiedzią nowych złotych ust Polski, niejakiego Mroza, że Ville Valo to taki jakby trochę Nick Cave i co się okazuje. Amy Winehouse nie żyje. Pośród wielu szyderczych rzeczy, które chciałabym napisać w oczekiwaniu na wielki hałas wokół, przychodzi mi do głowy tylko bezduszna pretensja, że liczyłam na nową płytę i placki ziemniaczane dzisiaj na obiad. Jestem zła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz