niedziela, 1 lipca 2012

nie święci pogodę robią

Od czasu, gdy doszłam do wniosku, że nie ma nic gorszego od Euro 2012, ten status zmieniał się wielokrotnie - nie było nic gorszego od śmierdzących ludzi w MPK, sesji, żulów pod blokiem, awarii wi-fi, juwenaliów, braku muzyki do słuchania, aż do momentu, gdy zaczęło robić się naprawdę gorąco. Od razu inna śpiewka. 


Na łąkach na wsi krowie placki, a w kulturalnym mieście metropolitarnym ludzkie placki - nad brudną Wisłą, porozkładane po całych bulwarach, albo krążące wokół nich. Ludziom się w dupach przewracało od tej temperatury chyba, myślą, że tu jakaś druga Jamajka, Szamba De Janeiro albo naturystyczny biblijny raj utracony. Smażą się polaczki jak kurczaki na rożnie, ze swoimi schabami i poczuciem jakiejkolwiek estetyki, podczas gdy ja siedzę w swojej pieczarze i odwołuję wszystkie swoje zaplanowane czynności. Zmieniam tlen w dwutlenek węgla, regeneruję komórki, przesyłam sygnały nerwowe do mózgu, trawię i zapominam nawet o modnym celu samorealizacji czy pogardzie. Upały spędzam jak płód 


(meantime in Richmond - dacie wiarę?)

1 komentarz:

  1. Jest płód i są fantomy. Tylko szkoda, że te fantomy mają twarze.

    Serdecznie zapraszam na plażę w Południowej Karolinie, tam większa estetyka i super ratownicy!

    OdpowiedzUsuń